[b]
WP SportoweFakty: Warto było jechać do Francji?[/b]
Aaron Cel: Warto. Zdecydowałem się na ten wyjazd, ponieważ uznałem, że w Polsce osiągnąłem już wszystko i czas poszukać nowych wyzwań. Poza tym nie ma co się oszukiwać, że poziom drużyn i całej ligi we Francji jest znacznie wyższy. Chciałem zobaczyć coś innego i udowodnić sobie, że stać mnie na grę w lidze francuskiej.
Udało się?
- Tak, jak najbardziej. Myślę, że pokazałem się z całkiem niezłej strony. Francuzi też się do mnie przekonali, ponieważ inny klub zaproponował mi pracę na kolejny sezon. To chyba o czymś świadczy.
Co bardziej determinowało pana wyjazd - chęć zobaczenia czegoś nowego, czy znudzenie polską ligą?
- To trudne pytanie, bo myślę, że te czynniki rozkładały się mniej więcej po połowie. Myślę, że każdy sportowiec dąży do tego, by grać w coraz lepszych klubach. Miałem propozycje z Włoch, Niemiec i Francji. Korciło mnie, żeby spróbować i zobaczyć, jak wygląda rywalizacja w innych ligach. Prawda jest taka, że w Polsce osiągnąłem wszystko - mistrzostwo Polski, Puchar Polski. Byłem też nominowany do pierwszej piątki. To wszystko sprawiło, że postanowiłem coś zmienić w swoim sportowym życiu.
Był pan w Stelmecie BC dwa lata. Miał pan okazję zobaczyć ten klub od podszewki. Czy problemy finansowe, o których się głośno mówi, wpłynęły na pana decyzję?
- Nie oszukujmy się. Zaległości były i nie zostały one spłacone od razu po zakończeniu sezonu, więc ten aspekt również miał znaczenie. Aczkolwiek głównym powodem, tak jak mówiłem wcześniej, była chęć gry na wyższym poziomie.
Trafił pan do AS Monaco, beniaminka ligi francuskiej. W debiutanckim sezonie udało się awansować do półfinału i wywalczyć Puchar Francji. Brzmi to jak piękny sen.
- Sami nie spodziewaliśmy się tego, że osiągniemy aż tak dobre wyniki. Nie ukrywam, że wygrana w rozgrywkach Pucharu Francji była dla mnie nadzwyczajnym doświadczeniem.
Dlaczego?
- Finałowy turniej rozgrywany był bowiem w Disneylandzie. Na samym środku wybudowany specjalny namiot, który mógł pomieścić pięć tysięcy kibiców. Bajkowy scenariusz.
Brzmi jak typowe święto koszykarskie.
- Bo tak właśnie było. W jednym miejscu zgromadziła się cała śmietanka koszykarska we Francji. Mecze transmitowane były w różnych telewizjach. Bardzo dużo mówiło się o koszykówce. Coś pięknego.
[nextpage]Tego chyba brakuje w Polsce.
- Otóż to. Moim zdaniem rezygnacja z meczu gwiazd jest fatalną decyzją. To jest właśnie sól koszykówki. Uwierz mi, że takie wydarzenia są bardzo ważne. Zawodnicy czekają na takie mecze, które dodają kolorytu. Wielu koszykarzy może zaprezentować swoje nieprzeciętnie umiejętności. Kibice dobrze się bawią. Poza tym uważam, że takie pojedynki są dobrą odskocznią od cotygodniowej rywalizacji w lidze, która z czasem staje się monotonna dla samych zawodników i fanów.
[b]
Wracając do sezonu w AS Monaco. Sukces w Pucharze Francji okazał się kluczowy.[/b]
- Myślę, że zdobycie Pucharu Francji napędziło nas do lepszej gry. Wówczas uwierzyliśmy, że stać nas na rywalizację z najlepszymi drużynami w kraju. Wygraliśmy ponad 10 meczów z rzędu i zajęliśmy pierwsze miejsce przed play-offami. W ćwierćfinale wygraliśmy pewnie 2:0, ale już w półfinale Asvel Lyon okazał się za silny. Mieliśmy trochę pecha, bo nasi kluczowi zawodnicy mieli kontuzje. Ja sam borykałem się z urazem i nasz trener musiał trochę kombinować ze składem. Nikt do nas nie miał jednak pretensji, bo mimo wszystko osiągnęliśmy nadzwyczajny sezon jak na beniaminka.
Jaki to był sezon dla Aarona Cela pod względem indywidualnym?
- Udany. To był sezon pełen nowych doświadczeń. Ja jestem zawodnikiem ukierunkowanym na drużynę, więc takie sukcesy jak Puchar Francji i najlepsza czwórka w lidze, dają mi wiele satysfakcji. Nigdy nie patrzyłem na swoje indywidualne statystyki.
Początki nie były jednak łatwe. Większość czasu w trakcie meczów przesiadywał pan na ławce rezerwowych.
- To prawda. Wydawało mi się, że gra na EuroBaskecie 2015 mi pomoże w zbudowaniu pozycji w AS Monaco, ale sztab szkoleniowy AS Monaco nie do końca to widział w ten sposób. Zostałem odsunięty nieco od drużyny. Byłem praktycznie na samym końcu ławki rezerwowych i musiałem od nowa wszystko udowadniać.
To dość niezrozumiała decyzja.
- Sam nie do końca to rozumiałem, bo wcześniejsze ustalenia były zupełnie inne. Rozmawiałem przez telefon z trenerem Mitroviciem i miałem mieć mocną pozycję od samego początku. Z czasem udało mi się to nadrobić.
Porozmawiajmy chwilę o samym Monako. Jak wygląda życie na Lazurowym Wybrzeżu?
- Coś niesamowitego. Nie spodziewałem się, że będzie tam aż tak pięknie. To był cudowny rok. Jak w bajce. Na dodatek każdy zawodnik z drużyny otrzymywał mieszkanie z widokiem na morze. Każdego dnia człowiek mógł podziwiać piękne widoki.
Jak tam się żyje na co dzień?
- Jest bardzo bezpiecznie. Policja jest widoczna praktycznie na każdym kroku. Ludzie przyzwyczaili się już do tego. Na pewno samo życie jest dość drogie.
[nextpage]Podobno wizyta u fryzjera mocno pana zaskoczyła?
- To fakt. Pięciominutowa wizyta u fryzjera kosztowała mnie bowiem 27 euro. Szybko przeliczyłem na polskie i wyszło mi ponad 100 złotych. Troszkę byłem zaskoczony, ale takie tam panowały realia i musiałem się szybko dostosować.
Wiele gwiazd mieszka w Monako na co dzień. Kogoś znanego spotkał pan na ulicy?
- Spotkałem wiele gwiazd, m.in. Bono, lidera grupy U2. Novak Djoković ma tam swoją restaurację, którą otworzył w tym roku. Serwuje tam dania fit. Z racji tego, że w Monako jest bardzo bezpiecznie, to każda gwiazda chodzi sobie swobodnie po ulicach. Nie spaceruje w otoczeniu 4-5 ochroniarzy.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Ignaczak: Wyciągnęliśmy pomocną dłoń do Irańczyków (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Był pan na wyścigu Formuły 1?
- Na samym wyścigu nie byłem, bo miałem w niedzielę mecz, ale miałem za to okazję oglądać kwalifikacje w czwartek i w piątek. Z balkonu obserwowałem wydarzenia. Ciekawostką jest fakt, przez dwa miesiące trwają przygotowania do wyścigu. Organizatorzy barykadują całe miasto. Ulicę, po której wracałem do domu z treningów prędkością 50-60 kilometrów na godzinę, kierowcy Formuły 1 pokonywali prędkością 290 kilometrów. Coś niesamowitego.
[b]
Chciałby pan kiedyś do Monaco przenieść się na stałe?[/b]
- Chyba nie. Jest tam aż za bajkowo. Ja lubię mieć swój normalny świat. Mieszkam na co dzień w Trójmieście i to mi wystarcza. Tutaj też jest pięknie.
Teraz przenosi się pan do Dunkierki.
- Tak, to prawda. Pewnie już tak pięknie nie będzie, ale nie jadę tam ze względu na miasto. Podobnie było w przypadku Monaco. Idę do Dunkierki, bo jest tam bardzo dobra drużyna, która w swoich szeregach ma wielu uznanych zawodników. Chcę regularnie pojawiać się na parkiecie i odgrywać ważną rolę.
To prawda, że polskie kluby zgłaszały zainteresowanie?
- Tak, było kilka zapytań o moją osobę. Nie chcę jeszcze wracać do polskiej ligi. Mam coś do udowodnienia we Francji. Propozycja z Dunkierki była bardzo kusząca.
Na koniec kilka słów o reprezentacji, w której w tym roku nie zagra pan z powodu kontuzji. Co dokładnie się stało?
- Walczę z kontuzją kolana. Czuję się coraz lepiej i wracam do zdrowia. Bardzo żałuję, że nie będę mógł zagrać w reprezentacji. Gra w kadrze Polski to niesamowite uczucie. Mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane w niej zagrać. Urodziłem się we Francji, ale świetnie odnalazłem się w Polsce. Czuję się bardziej Polakiem niż Francuzem. Bliżej mi do orła niż do koguta. Bez żadnych wątpliwości.
Rozmawiał Karol Wasiek