Grzegorz Kulka: Od kogo mam się uczyć w TBL, jak nie od Filipa Dylewicza?

Grzegorz Kulka ucieszył się z transferu Filipa Dylewicza do Trefla Sopot. - Mamy podobny styl gry. Umiemy grać tyłem i przodem do kosza. Będę mocno go podpatrywał. Wierzę, że Filip będzie chciał się dzielić wiedzą - mówi 20-letni podkoszowy.

[b]

WP SportoweFakty: Jeszcze w maju parafował pan nowy, trzyletni kontrakt z Treflem Sopot. Skąd pomysł na wieloletnią umowę? To była pana inicjatywa?[/b]

Grzegorz Kulka: Opcja trzyletniej umowy wyszła z klubu. Ja nie byłem temu przeciwny. Jestem młodym zawodnikiem. W mojej sytuacji potrzebna jest stabilizacja. Trzy lata w jednym miejscu dają duży komfort psychiczny. Postaram się odwdzięczyć za to zaufanie.

Były inne propozycje?

- Pojawiały się propozycje z innych klubów, ale nie miało to większego znaczenia. Były one różne - także ze słabszych lig, jak i z TBL. Każdą propozycje trzeba rozważyć, ale priorytetem była dalsza gra w Treflu.

ZOBACZ WIDEO Koszulka Ronaldo i wielkie trofea. Zobacz muzeum reprezentacji Brazylii! (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Jak pan ocenia poprzedni sezon? Zrobił pan duży krok do przodu w swojej karierze?

- W ostatnim sezonie miewałem lepsze i gorsze mecze. Te pierwsze postaram się zapamiętać a z tych gorszych wyciągnę wnioski i postaram się wyeliminować błędy, których się nie ustrzegłem. Zrobiłem duży krok do przodu, teraz czas na kolejny.

Gdy podpisywał pan umowę to w składzie Trefla Sopot nie było jeszcze Filipa Dylewicza, który będzie pana bezpośrednim konkurentem o miejsce w składzie. Jak pan zareagował na informację o podpisaniu umowy z ikoną sopockiego klubu?

- Ucieszyłem się, że Trefl ściągnął ikonę klubu. Na cały transfer patrzę z dużym optymizmem. Wierzę, że uda mi się wyrwać te minuty w trakcie sezonu. Powiem jedno. Od kogo się mam uczyć w TBL, jak nie od Filipa Dylewicza? Mamy podobny styl gry. Umiemy grać tyłem i przodem do kosza. Rzucić z dystansu. Będę mocno go podpatrywał. Wierzę, że Filip będzie chciał się dzielić wiedzą.

Ewentualna mniejsza liczba minut pana nie denerwuje?

- W zeszłym sezonie miałem minuty zagwarantowane, co z czasem nie sprzyjało rywalizacji na treningach. Teraz o każdą minutę będę musiał zawalczyć na zajęciach. To mi odpowiada. Chcę być jak najlepszym zmiennikiem dla Filipa Dylewicza.

Idąc dalej. Jest pięciu podkoszowych na dwie pozycje. Spora rywalizacja.

- Uważam, że to dobra sytuacja. Będzie zdecydowanie większa rywalizacja na treningach. Do zajęć trzeba będzie podchodzić z dużą większą determinacją, tak aby zapracować na minuty podczas meczów. Uważam, że obecność takich zawodników jak: Dylewicz, Stefański, Marković, Mielczarek, który może grać zarówno na pozycji 3 jak i 4, jest z pożytkiem dla młodych graczy, którzy wciąż się uczą i zbierają doświadczenie. Ja również zaliczam się do tego grona. Mam mnóstwo do poprawy.

[b]

W wakacje uczestniczył pan w mistrzostwach Europy do lat 20. Celem reprezentacji Polski był awans do dywizji A. Tego jednak nie udało się osiągnąć.[/b]

- Ten turniej miał wyglądać inaczej. 6. miejsce jest porażką. Nie ukrywajmy tego. Jechaliśmy z jasnym celem - awans do dywizji A. Myślę, że początek zmagań był dobry w naszym wykonaniu. Później jednak przyszedł mecz z Islandią, który okazał się kluczowy. Ustawił nas w niekorzystnej sytuacji. Czarnogóra w ćwierćfinale okazała się zbyt trudnym rywalem.

Wydaje się, że kluczową kwestią był brak nominalnego rozgrywającego. Trener Miłoszewski imał się różnych pomysłów, ale klasycznego playmakera nie wykreował.

- Możliwe, że faktycznie brakowało nam takiej "jedynki" z prawdziwego zdarzenia. Mieliśmy zawodników, którzy są typowymi combo-guardami: Marcel Ponitka i  Igor Wadowski. Do tego doszedł Marek Zywert, który do tej pory był typową "dwójką", ale w kadrze odgrywał także rolę rozgrywającego. Całkiem nieźle wywiązał się z tej funkcji.

W kluczowym meczu z Islandią pan nie wystąpił.

- Tak. Noc przed tym meczem spędziłem w szpitalu. Do hotelu wróciłem w momencie zakończenia spotkania.

Przypomnijmy, że doznał pan kontuzji mostka. Jak do niej doszło?

- Stawiałem zasłonę i rywal za wszelką cenę nie chciał jej ominąć, więc wpadł we mnie z całym impetem i mostek nie wytrzymał. Badania wykazały pęknięcie. Nie byłem w stanie dłużej kontynuować gry na tym turnieju.

Taki osobisty dramat, bo to ostatnie młodzieżowe mistrzostwa Europy.

- To prawda. Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony i pomóc drużynie w awansie do dywizji A. Nie udało się w obu kwestiach.

Nadal odczuwa pan skutki tego urazu?

- Na samym początku największym problemem był sam proces oddychania. Nie mogłem wziąć głębszego oddechu. Przy większym wysiłku fizycznym po prostu zacząłbym się dusić. Po czterech tygodniach te dolegliwości są już zdecydowanie mniejsze. Nie jest to jednak taki ból, z którym nie mógłbym sobie poradzić. Zagryzam zęby i trenuję mocno. Przyjeżdżają zawodnicy, którzy mają ponad 30 lat i zasuwają ostro na zajęciach, więc nie może być tak, że ja mam 20 i nie trenuję.

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu: