- Jestem bardzo zadowolony z wygranej, tym bardziej, że rywal postawił naprawdę trudne warunki. Wiedzieliśmy, że Estonia zostawi serce na boisku. To bardzo waleczna ekipa. Ten mecz był dokładnie taki, jak się spodziewaliśmy - powiedział na konferencji prasowej Mike Taylor, szkoleniowiec reprezentacji Polski.
Biało-Czerwoni znakomicie otworzyli mecz. Zespołowa gra w ataku i twarda defensywa przyczyniły się do tego, że po pierwszej połowie prowadzili różnicą dziesięciu punktów. Bardzo skuteczny w tym fragmencie gry był Maciej Lampe, który skrzętnie wykorzystywał przewagę fizyczną nad rywalami. Estońscy podkoszowi nie potrafili znaleźć na niego recepty.
- Pokazaliśmy rewelacyjną obronę zespołową w pierwszej połowie. Byliśmy agresywni, wykorzystywaliśmy przewagę fizyczną. Swoje pod koszem robił Maciej Lampe. Zbudowaliśmy dziesięciopunktową przewagę i byliśmy w komfortowej sytuacji - wyjaśnił Taylor.
Po przerwie role się jednak odwróciły. To Estończycy zaczęli nadawać ton wydarzeniom, obejmując nawet prowadzenie. Trójka za trójką, a do tego słaba obrona Polaków i mnożące się starty, spowodowały, że o korzystny wynik trzeba było walczyć do ostatnich minut.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat: Daliśmy wielką plamę i teraz czas się odegrać (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- W trzeciej kwarcie rywale nas zaskoczyli swoją defensywą. Zostali w grze dzięki swoim rzutom z dystansu. Trafiali z nieprawdopodobnie trudnych pozycji. Trzeba oddać Estończykom, że zrobili naprawdę wiele, by do tego meczu wrócić. Należy im oddać szacunek - zaznaczył Amerykanin.
Polacy nie zafundowali jednak kibicom w Lublinie horroru w końcówce. Seria 17:0 na przełomie dwóch ostatnich kwart ostatecznie zakończyła emocje.
- W czwartej kwarcie zagraliśmy zespołowo po obu stronach parkietu i to przyniosło skutek. Cieszę się, że zawodnicy wykonali zadanie i wygrali trzecie spotkanie w eliminacjach - zakończył Taylor.