WP SportoweFakty: Co nie udało się w pierwszej kolejce, udało się w drugiej. Odnieśliście premierowe zwycięstwo w I lidze, choć na papierze nie byliście faworytem meczu z GKS-em. Co zaważyło o waszej wygranej?
Adrian Suliński: Najważniejszym czynnikiem naszego zwycięstwa było serce do walki. Nawet przez sekundę meczu nikt nie pomyślał, że możemy przegrać to spotkanie. Każdy dał z siebie 100 procent z dyspozycji dnia i po 40 minutach mogliśmy się cieszyć z pierwszego zwycięstwa w lidze.
[b]Można powiedzieć, że powrócił pan z hukiem do I ligi. Bez dobrej dyspozycji Adriana Sulińskiego, wygrana w Tychach nie byłaby możliwa.
[/b]
- Można tak powiedzieć. Indywidualnie dwa mecze były udane, lecz koszykówka to sport drużynowy. Ważny jest wynik końcowy całej drużyny, a nie poszczególnych zawodników. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstwa, choć wiem, że bez chłopaków z zespołu nie byłoby to możliwe. Staramy się szukać siebie nawzajem. W następnym meczu może być zupełnie odwrotnie i kto inny będzie ciągnął Kotwicę do zwycięstwa.
Pana formę można traktować jako wypadkową gry w ekstraklasie. Roczny pobyt w najwyższej klasie rozgrywkowej chyba zrobił swoje?
- Na pewno tak. Granie w ekstraklasie to fajna sprawa. Trenowanie z graczami, którzy mają większe doświadczenie dużo daje - inny poziom, inne wymagania, inna gra. Widać to na pierwszy rzut oka.
Jaki to był dla pana czas jako dla zawodnika? Co się dzięki temu zmieniło w pana grze?
- Czas bardzo fajny, bo poznałem super ludzi. Do dziś mamy kontakt i po meczach dzwonimy do siebie i rozmawiamy o naszych meczach. Najczęściej rozmawiam z Karolem Kowalewskim, który był naszym asystentem w ekstraklasie. Jest to super człowiek, a przy tym bardzo wartościowy trener, któremu bardzo kibicuję. Trudno powiedzieć, co zmieniło się w mojej grze. Myślę, że to pytanie do trenerów i zawodników, którzy mnie znają.
ZOBACZ WIDEO: Derlacz o walce Szulakowskiego i zaskakującej decyzji Jędrzejczyk
Kotwica to dla Adriana Sulińskiego idealny wybór na dalszą karierę? Bo widać, że rola lidera służy.
- Kariera to duże słowo, ale fajnie to brzmi. Wydaje mi się, że to dobre miejsce na rozwijanie swoich umiejętności. Nikt jeszcze mi nie zaufał na tyle, żeby powierzać mi "rolę lidera", który na meczu ma pomagać drużynie, a na treningach wspierać i uczyć młodszych kolegów, czyli robić to, czego ja nauczyłem się od np. Dominika Czubka, Adriana Mroczka-Truskowskiego, czy Marcina Sroki. To tylko paru zawodników, których wymieniłem, a było ich troszkę. W Kołobrzegu trener Paweł Blechacz powierzył mi taką rolę i będę się starał, aby wszyscy byli zadowoleni z mojego przybycia do Kotwicy.
Przed sezonem nie byliście wymieniani w gronie faworytów i chyba mimo wszystko nadal nie będziecie. To może być waszą siłą - mniejsza presja?
- Może nie jesteśmy i nie będziemy faworytem ligi, ale każdy z nas ma cele i charakter. Pewnie mniejsza presja pomoże nam w odniesieniu kolejnych zwycięstw i wspólnie będziemy mogli się cieszyć w rozliczeniu całego sezonu.
Widać jednak, że jesteście zespołem nowym, bo w waszej grze pojawiają się jeszcze nieporozumienia. Zgranie to główny czynnik, nad którym musicie popracować?
- Dokładnie, zgranie to jeden z czynników, nad którym musimy pracować. Każdy trening to czas, aby wykorzystać go na nasze braki.
W następnej kolejce zmierzycie się z ekipą z Kłodzka - rewelacją poprzednich rozgrywek. To zespół nieobliczalny, z dwiema niewysokimi porażkami na koncie. Co zrobić, aby nie dać mu się zaskoczyć?
- Na samym początku musimy patrzeć na swoją grę, a nie zespołu z Kłodzka, a jeszcze później Krakowa czy Warszawy. Wierzę w to, że jak zagramy na naszym poziomie, to możemy powalczyć i wygrać z każdym w tej lidze. To jest sport drużynowy - na zwycięstwo składa się bardzo dużo czynników. My musimy patrzeć na te najmniejsze, które czasami odgrywają największe znaczenie w końcowym rozrachunku.
[b]Rozmawiał Dawid Siemieniecki
[/b]