W niedzielny wieczór Znicz Basket przełamał złą passę, wygrywając na wyjeździe z ACK UTH Rosą 67:57. Dla pruszkowian było to pierwsze zwycięstwo w sezonie 2016/2017 pierwszej ligi. Dwa wcześniejsze mecze na własnym parkiecie - z drużynami z Łańcuta i Prudnika - ekipa spod Warszawy przegrała.
- Sytuacja była gorąca - przyznał Mikołaj Stopierzyński po ostatniej syrenie spotkania w Hali Sportowej UTH. - Teraz powinno być już tylko lepiej, tak czuję - dodał po chwili. 22-latek był, obok Damiana Tokarskiego i Tomasza Madziara, trzecim najlepszym strzelcem przyjezdnych w tym pojedynku. Na parkiecie spędził ponad 30 minut, w trakcie których zdobył 12 punktów. Zanotował skuteczność 6/7 z gry, kończąc kilka akcji w bardzo efektowny sposób. Ponadto miał siedem zbiórek, dwie asysty i przechwyt.
Po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał remis 30:30. - Wygraliśmy, to najważniejsze. Była wyrównana walka. Czasami my przeważaliśmy, czasami rywale, ale ostatecznie udało się rozstrzygnąć spotkanie na naszą korzyść - podkreślił obwodowy.
Przez trzy ostatnie sezony Stopierzyński grał w rezerwach Rosy. - Na pewno byłem dodatkowo zmobilizowany. Miałem w głowie to, że wracam na "stare śmieci" i chciałem pokazać się z jak najlepszej strony przed radomską publicznością - nie ukrywał.
ZOBACZ WIDEO Krychowiak: jestem zły za każdym razem, kiedy nie gram
- Akurat w tej hali spędziłem dwa lata. Znam tę "klepkę", ale nie wydaje mi się, żeby w tym obiekcie grało mi się jakoś lepiej - odpowiedział, zapytany o odczucia po powrocie do hali UTH.
Podopieczni Marka Zapałowskiego zapewnili sobie zwycięstwo w drugiej połowie spotkania. - Chcieliśmy walczyć i wygrać. Wierzyliśmy w nasze umiejętności. Odnieśliśmy ten triumf jako drużyna - zaznaczył Stopierzyński.