Ponowne zakontraktowanie Stanleya Burrella przez władze Energi Czarnych Słupsk w okresie letnim odbiło się szerokim echem w środowisku koszykarskim. Amerykanin w sezonie 2011/2012 był niekwestionowanym liderem zespołu i zarazem ulubieńcem słupskiej publiczności.
Amerykanin w spotkaniach PLK zdobywał średnio 15,6 punktu i 4,8 asysty na mecz. Teraz miał stworzyć zabójczy duet z Jerelem Blassingamem. Po to był ściągany do zespołu ze Słupska.
Jak na razie jednak nie przekonaliśmy się o sile tego duetu, bo trener Roberts Stelmahers widzi Burrella w roli zmiennika. To nie do końca podoba się Amerykaninowi, który chce częściej przebywać na parkiecie i grać razem z Blassingamem. W dwóch pierwszych meczach zagrał łącznie 38 minut, zdobywając w tym czasie 17 punktów (6/17 z gry) i pięć asyst.
- Przyszedłem tutaj jako rzucający obrońca, który będzie grał razem z Jerelem Blassingamem. Taki był plan. Tymczasem my gramy razem tylko kilka minut. Uważam, że nie jestem jak na razie odpowiednio wykorzystywany - mówi wprost Burrell.
ZOBACZ WIDEO Zapłakany, chciał uciekać. Oto początki Cristiano Ronaldo. Wróci jeszcze do domu?
U trenera Dainiusa Adomaitisa cieszył się ogromnym zaufaniem. Był jednym z najlepszych zawodników w rozgrywkach. Teraz, zdaniem władz Energi Czarnych Słupsk, zawodzi. W środę portal polskikosz.pl poinformował nawet o tym, że klub zastanawia się nad przyszłością Amerykanina. Podobno przeglądane są już oferty innych zawodników na pozycję rzucającego obrońcy.
Do koszykarza dotarły informacje o ewentualnym rozwiązaniu umowy. Na razie nie chce zabierać głosu w tej sprawie. Mówi jedynie o tym, że w ciągu 18-19 minut trudno mu cokolwiek pokazać i być efektywnym dla zespołu.
- Cztery lata temu grałem tutaj pierwsze skrzypce. Byłem liderem zespołu, który wychodził w pierwszej piątce. Trener Adomaitis bardzo we mnie wierzył, co miało przełożenie na moje statystyki. Teraz moja rola jest zupełnie inna. U trenera Stelmahersa jestem jedynie rezerwowym i gram tylko 18-19 minut. Trudno w tym czasie robić takie same statystyki, jak cztery lata temu - przyznaje Stanley Burrell.