Stelmet BC Zielona Góra we wtorek rozpoczął przygodę w Basketball Champions League. Mistrzowie Polski w pierwszym spotkaniu musieli uznać wyższość Banco di Sardegna Sassari, przegrywając 70:74. Gospodarze objęli prowadzenie 16:3 i zielonogórzanie musieli gonić rywali już od samego początku.
- Trochę za późno się obudziliśmy. Szkoda, bo gdybyśmy od początku grali naszą koszykówkę, to nasze szanse na zwycięstwo byłyby znacznie większe - mówi James Florence, rozgrywający Stelmetu BC Zielona Góra.
W kolejnych minutach meczu mistrzowie Polski zaczęli się rozkręcać. Sygnał do odrabiania strat dał właśnie Florence.
W drugiej połowie goście z Winnego Grodu wyszli nawet na 10-punktowe prowadzenie, ale to nieco ich rozprężyło, co skrzętnie wykorzystali gospodarze.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"
Włosi zaczęli seryjnie trafiać za trzy punkty, a swoje pięć minut miał Rok Stipcevic. Doświadczony Chorwat dał sygnał do ataku, a w jego ślady poszedł Darius Johnson-Odom.
W końcówce więcej zimnej krwi zachowali gospodarze, którzy wygrali czterema punktami. - Ogólnie zagraliśmy dobre zawody. Ze swojej gry możemy być zadowoleni, tym bardziej, że graliśmy na wyjeździe. Szkoda, że nie udało się wygrać - tłumaczy Florence.
Mimo porażki Stelmet BC udowodnił, że może namieszać w rozgrywkach BCL. Kolejnym rywalem będzie niemiecki MHP Riesen Ludwigsburg. - Włosi są uważani za jedną z lepszych ekip w rozgrywkach, więc nasza gra napawa optymizmem. Stać nas na walkę z najlepszymi - uważa zawodnik.
Amerykanin w całym meczu zdobył 20 punktów. Był najlepszym strzelcem. - Czy jestem zadowolony z siebie? Nie, ponieważ przegraliśmy - odpowiada James Florence.