We wcześniejszych spotkaniach początki nie były najmocniejszą stroną Spójni Stargard. W sobotę goście wyszli skoncentrowani i w nieco ponad 3 minuty zdobyli 12 punktów. Legia odpowiedziała ośmioma "oczkami", ale trener Piotr Bakun poprosił o przerwę. Nie do zatrzymania był dla gospodarzy Karol Pytyś. Podkoszowy blokował, zbierał i punktował po podaniach kolegów. Wypatrywali go Paweł Lewandowski i Damian Janiak. W późniejszych fragmentach także ten duet włączył się w punktowanie. Obie drużyny w ataku grały na bardzo wysokim poziomie. Stargardzianie trafili 5/7 prób trzypunktowych i po pierwszej kwarcie prowadzili 27:21. Legioniści od początku spotkania ustawili się w roli goniących.
Trener Bakun miał ograniczone możliwości. W jego rotacji brakowało kontuzjowanych: Michała Aleksandrowicza i Marcela Wilczka. Również nie wszyscy grający koszykarze byli w pełni sił. Szkoleniowiec gospodarzy chwytał się jednak wszystkich rozwiązań, żeby odwrócić losy meczu. Nie pomógł były koszykarz stargardzkiej ekipy. Łukasz Pacocha po dwóch stratach powrócił na ławkę rezerwowych. Sygnał do ataku rzadko spotykaną, czteropunktową akcją dał dopiero Andrzej Paszkiewicz. Doświadczony rzucający był, bowiem faulowany przy próbie trzypunktowej, którą trafił do kosza a następnie wykorzystał dodatkowy rzut wolny. Był to tylko jednorazowy przebłysk. Spójnia zupełnie zdominowała wydarzenia na parkiecie i po 20 minutach prowadziła 47:36.
Po przerwie obraz meczu pozornie się nie zmienił. Przyjezdni jednak już tak nie dominowali. Trener Krzysztof Koziorowicz był czujny i reagował, gdy tylko Legia łapała swój rytm i powoli niwelowała stratę. Stało się tak w 29. Minucie, kiedy koszykarze z Warszawy zmniejszyli stratę do dziewięciu "oczek".
Stargardzianie nie chcieli roztrwonić przewagi i doprowadzić do nerwowej końcówki. W czwartej kwarcie dopadł ich chwilowy kryzys. Wtedy z ławki powrócił Lewandowski, który miał na swoim koncie cztery przewinienia. To on zdobył dziewięć kolejnych punktów pieczętujących sukces swojej drużyny. Rozgrywający podobnie, jak kilka dni wcześniej w Poznaniu, radził sobie świetnie. Spójnia natomiast pewnie utrzymała przewagę i po sześciu kolejkach pozostała niepokonana. To najlepszy start sezonu w historii stargardzkiego klubu od powrotu do I ligi. Koszykarze z Pomorza Zachodniego pobili rekord z 2011 roku. Wtedy wygrali pięć pierwszych spotkań a trenerem był Tadeusz Aleksandrowicz.
W sobotę Legia Warszawa musiała uznać wyższość rywala, bo była zdecydowanie słabsza. W szeregach gospodarzy tylko kilku graczy nieznacznie przekroczyło granicę dziesięciu punktów. To nie zaskoczyło, ponieważ cały zespół miał zaledwie 39 proc. Skuteczności. Przegrał również wyraźnie rywalizację o zbiórki. Biało-Bordowi natomiast perfekcyjnie wykonali rzuty wolne - 9/9. Trafili też połowę prób trzypunktowych - 10/20. Jedyna rzecz, z której mogą być niezadowoleni to 15 strat.
Licznik Lewandowskiego zatrzymał się ostatecznie na 23 punktach. Trafił on 10/13 rzutów z gry. Janiak dołożył 18 "oczek". Był to bardzo wszechstronny występ tego koszykarza. W jego statystykach zapisano także osiem asyst i siedem zbiórek. Marcin Dymała zdobył 11 punktów i rozdał sześć kluczowych podań a 14 "oczek" to dorobek Pytysia.
Legia Warszawa - Spójnia Stargard 66:83 (21:27, 15:20, 19:19, 11:17)
Legia: Robak 13, Linowski 12, Kukiełka 11, Łukasz Wilczek 10, Andrzejewski 6, Pacocha 6, Bojko 4, Paszkiewicz 4, Malewski 0.
Spójnia: Lewandowski 23, Janiak 18, Pytyś 14, Dymała 11, Pabian 9, Fraś 4, Raczyński 4, Śpica 0.
[multitable table=776 timetable=493]Tabela/terminarz[/multitable]
ZOBACZ WIDEO Zapłakany, chciał uciekać. Oto początki Cristiano Ronaldo. Wróci jeszcze do domu?