Nemanja Jaramaz oficjalny debiut w barwach Anwilu Włocławek zaliczył już w Słupsku, tam niestety włocławianie nie zdołali odnieść zwycięstwa (Anwil przegrał 80:75 - przyp. red.), a Serb zdobył wtedy 4 punkty. Piątkowy mecz z Polfarmexem Kutno był dla Jaramaza debiutem przed włocławską publicznością, w którym musiał zastąpić w rozgrywaniu kontuzjowanego Kamila Łączyńskiego.
- Jestem bardzo zadowolony, ze udało nam się wygrać to spotkanie. Na początku byłem trochę podenerwowany, ponieważ pierwszy raz przyszło mi grać przed włocławską publicznością w Hali Mistrzów. Myślę, że to normalne, stąd przytrafiły mi się na początku straty i nietrafione rzuty. Cały czas czułem jednak wsparcie trenerów i kolegów z drużyny. Z każdą kolejną minutą było coraz lepiej - powiedział po tym meczu nowy zawodnik Anwilu.
Serbski rozgrywający pokaz umiejętności pokazał w trzeciej kwarcie, walczył w obronie, wymuszał faule i przede wszystkim trafiał z dystansu. Ostatecznie mecz zakończył z czterema trójkami na swoim koncie.
- Tak, ale trzeba zauważyć, że część tych trójek trafiłem ze względu na bardzo dobrą grę do środka i na zewnątrz. Dostawałem bardzo dobre podania od naszych wysokich zawodników, więc te punkty to nie tylko moja zasługa. Myślę, że to była bardzo dobra gra całego zespołu - przyznał skromnie po meczu.
Nerwowo się zrobiło w czwartej kwarcie, kutnianie rzucili się wtedy do odrabiana strat, a raz za razem do kosza trafiał Dardan Berisha. Nemanja Jaramaz uważa, że jego zespół mimo wszystko kontrolował przebieg tego spotkania.
- Nie jesteśmy jeszcze w sytuacji, w której chcielibyśmy być. Mamy bardzo dobry zespół, a z tego co już widziałem, to poprzednie mecze przegrywaliśmy w ostatnich minutach. Zwycięstwa są nam potrzebne, aby nabrać pewności w grze. Polfarmex pod koniec meczu trafił kilka bardzo trudnych rzutów, a nasza gra stanęła. Nie było ruchu, nie było podań, a za dużo dryblingów. Ogółem mecz kontrolowaliśmy, może czasem mniej, może czasem bardziej, ale jednak przez pełne 40 minut - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Fabiański: Przywróciliśmy wiarę sobie i kibicom