Gdy koszykarze obu ekip wychodzili na trzecią kwartę, niewielu było kibiców, którzy wierzyliby w szybkie odrobienie czternastu punktów straty Anwilu do Asseco. To właśnie w tej części meczu włocławianie zaczęli grać na poziomie, którego jeszcze w tym sezonie nie pokazali.
- Lepiej wygrać w brzydkim stylu, niż przegrać w pięknym. Zwycięstwo jest zwycięstwem. To były dla nas zupełnie dwie inne połowy - pierwszej kompletnie nie tak sobie wszyscy wyobrażali. W drugiej połowie było już lepiej. Cieszy najbardziej to, ze po raz kolejny pokazaliśmy charakter i z dużej straty punktowej wyciągnęliśmy ten mecz - powiedział po meczu Robert Skibniewski, który w środę na parkiecie spędził blisko 36 minut.
Skuteczność Nemanji Jaramaza i Michała Chylińskiego sprawiła, że włocławianie przez trzecią kwartę zdobyli aż 35 punktów i odrobili całą stratę punktową do rywali, a pod sam koniec udało się wyjść na prowadzenie. Do ostatniej syreny Anwil kontrolował już wynik meczu.
- Trzecia kwarta w naszym wykonaniu pokazuje jaki potencjał drzemie w tej drużynie. Asseco z początku zagrało z ogromną pasją, energią i młodzieńczą fantazją. Mieliśmy łatwe rzuty, które wypadały z kosza, oni trafili kilka trójek i zrobiło się nerwowo - taki jest sport. Najważniejsze, że udało nam się podnieść, bo kibice nie darowaliby nam tej porażki - dodał rozgrywający Anwilu.
- Było ciężko, ale wiedzieliśmy, że my tez potrafimy zaskoczyć, bo nie jesteśmy żadnymi amatorami. Powiedzieliśmy sobie, ze w drugiej połowie wszystko zależy od nas i musimy zacząć od mocnej obrony.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Kadziewicz: Grupa jest trudna i nic samo się nie wygra