[tag=57171]
[/tag]Nikola Marković wyleciał z boiska na cztery minuty przed końcem drugiej kwarty. Serbski podkoszowy agresywnie wjechał z piłką pod kosz rywali. Gracz przy próbie rzutu spadł na parkiet. Liczył, że sędziowie użyją gwizdka. Tak się jednak nie stało, co wywołało ogromną frustrację u podkoszowego Trefla Sopot. Takie zachowanie nie do końca zaskoczyło Zorana Marticia.
- Doskonale znam Nikolę Markovicia i wiem, że bardzo emocjonalnie podchodzi do sytuacji boiskowych - przyznał po meczu słoweński szkoleniowiec żółto-czarnych.
Marković zwyzywał arbitrów. Oni nie mieli wyjścia i musieli ukarać Serba przewinieniem technicznym. W tym samym czasie Martić poprosił o przerwę na żądanie i zaprosił zawodników do siebie.
- Po to właśnie wziąłem przerwę, żeby go uspokoić. Niestety nie zdążył on nawet dojść do ławki rezerwowych - kontynuował.
ZOBACZ WIDEO Przerwana kariera Cezarego Wilka. "Złość miesza się ze smutkiem"
Podkoszowy nie mógł się pogodzić z decyzją sędziów i machnął w ich stronę ręką. To zauważył Wojciech Liszka, który ukarał go drugim przewinieniem technicznym. Tym samym Serb musiał opuścić boisko i udać się do szatni.
- Jestem przekonany o tym, że Nikola zdaje sobie sprawę z tego, że źle zrobił. Popełnił błąd i nie trzeba mu o tym mówić - zaznaczył Martić, który podkreślił jednocześnie, że odbędzie rozmowę z serbskim podkoszowym. Takie zachowania nie mogą się powtarzać.
- Każdego dnia rozmawiam ze swoimi zawodnikami. Nie inaczej będzie w tym przypadku. Na pewno sobie utnę pogawędkę z Nikolą - wyjaśnił Słoweniec.
Osłabiony Trefl Sopot zdołał jednak wygrać na trudnym terenie w Starogardzie Gdańskim 79:74.
- Czasami takie sytuacje pomagają, bo inni zawodnicy zdają sobie sprawę, że rotacja jest ograniczona. Muszą wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Tak też było w tym przypadku - wytłumaczył Zoran Martić.