Kontuzje go nie omijały. Sebastian Szymański odbudowuje się w I lidze

Materiały prasowe / Fot: Sebastian Maślanka (materiały prasowe)
Materiały prasowe / Fot: Sebastian Maślanka (materiały prasowe)

Sebastian Szymański od sezonu 2016/17 reprezentuje barwy Max Elektro Sokoła Łańcut. Rozgrywający chce odbudować swoją formę na Podkarpaciu, która po ciężkich kontuzjach została mocno zachwiana. - Najważniejsza jest dla mnie gra - mówi 25-latek.

WP SportoweFakty: Max Elektro Sokół Łańcut jest obecnie najlepszą drużyną w I lidze?

Sebastian Szymański: Liga w tym roku jest bardzo wyrównana i ciężko tak naprawdę stwierdzić, która z drużyn jest najlepsza. Wydaje mi się jednak, że na chwilę obecną to my i Spójnia gramy najlepszy basket w I lidze.

[b]

Bilans 11 zwycięstw w 12 meczach robi wrażenie. Spodziewaliście się w szatni tak znakomitego początku?[/b]

- Po zeszłorocznym sukcesie apetyt na 1. miejsce jest dosyć spory. Dlatego w szatni od początku sezonu nastawialiśmy się na jak najwięcej zwycięstw i póki co wszystko idzie po naszej myśli.

Trudno wyobrazić sobie team z Łańcuta bez Marcina Sroki. Co były reprezentant Polski oprócz punktów wnosi do drużyny?

- Marcin wnosi przede wszystkim swoje wielkie doświadczenie, w ciężkich momentach bierze piłkę w swoje ręce. Nigdy mu one nie drżą w najważniejszych rzutach.

Chciałbym w naszej rozmowie skupić się jednak głównie na panu. Sebastian Szymański jest jednym z kilku nowych zawodników w Max Elektro Sokole. Jak się pan czuje na Podkarpaciu?

- Na Podkarpaciu nie bywałem zbyt często, dlatego życie tutaj to dla mnie nowość. Dzięki pomocy kilku kumpli z drużyny bardzo szybko się zaaklimatyzowałem.

ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: Kandydatami na trenera są dwaj Włosi, Serb i Argentyńczyk

Nie zawsze ma pan miejsce w pierwszej piątce swojej drużyny. Łatwo przychodzi zaakceptowanie panu takiej decyzji?

- Dla mnie akurat nie ma znaczenia czy wychodzę w pierwszej piątce czy z ławki. Po prawie 2-letniej przerwie najważniejsze dla mnie są minuty, dzięki którym mogę się ogrywać i łapać pewność siebie, której czasem jeszcze brakuje.

Trochę pana nie było w I lidze. Dużo zmieniło się od 2014 roku?

- Poziom ligi moim zdaniem dużo się nie zmienił od tamtego czasu. Dalej trzeba mocno walczyć niemalże z każdą drużyną o punkty, a szczególnie na wyjazdach.

Mówi się, że różnica między PLK a jej zapleczem jest głównie w fizyczności zawodników. Podpisze się pan pod tym?

- Różnica między PLK a jej zapleczem jest spora głównie z tego powodu, że rozgrywki I ligi są tylko w połowie zawodowe. Wielu zawodników, poza koszykówką, musi podejmować pracę i nie mają czasu na pełne skupienie się na treningach. Co za tym idzie, jest wtedy słabsze przygotowanie fizyczne. Jestem pewien, że gdyby w I lidze były inne pieniądze, to większość zawodników nie miałaby problemu ze zmianą ligi na wyższą.

W poprzednim sezonie inna drużyna z Podkarpacia triumfowała na zapleczu PLK. Czy Sokół może pójść drogą Miasta Szkła Krosno?

- Ciężko jeszcze o tym mówić. Wszystko pokażą play-offy, ale póki co jesteśmy na dobrej drodze.

Rozmawiał Jakub Artych

Komentarze (0)