Niedzielny mecz miał podwójny wymiar. To nie tylko rywalizacja o ligowe punkty, ale również spotkanie charytatywne. King Szczecin włączył się, bowiem w akcję pomocy niespełna 1,5-rocznej Victorii Komadzie. Dziewczynka walczy o uratowanie nóg, o czym pisaliśmy w piątek. - Na pewno dobre spotkanie dla kibiców, emocjonujące. była również fajna akcja. Pomagaliśmy Victorii. Nie słyszałem, jak poszła zbiórka, ale mam nadzieję, że było zacnie. Myślę, że to był główny punkt meczu - powiedział Paweł Kikowski, który zdobył 24 punkty. Trafił 5/7 prób z dystansu.
Rzeczywiście kibice tego dnia byli hojni i poprzez same licytacje wydatnie wsparli akcję. Koszulkę Pawła Kikowskiego sprzedano za 600 zł, a inne fanty wyceniano nawet wyżej. Na boisku także emocji nie zabrakło. Gospodarze wygrywali z faworyzowanym MKS-em Dąbrowa Górnicza 32:19. Później jednak stracili przewagę, a w czwartej kwarcie musieli gonić rywala.
- Fajnie, że wygraliśmy. Nie ustrzegliśmy się błędów, jednak zagraliśmy całkiem niezłe spotkanie. MKS Dąbrowa Górnicza to silna drużyna, która była tak naprawdę faworytem w tym spotkaniu, a my im utarliśmy nosa - zaznaczył strzelec King Szczecin.
Najbardziej niezwykłe rzeczy działy się przez ostatnich 35 sekund. Team z Pomorza Zachodniego prowadził 81:72. Zagłębiacy jednak nie zrezygnowali. Najpierw punkty z faulem zdobył Byron Wesley. Następnie goście szybko odzyskali piłkę po błędzie kroków Taylora Browna. Odpowiedzieli "trójką" Bartłomieja Wołoszyna i wrócili do gry. Gospodarze w końcówce wykorzystali tylko jeden z czterech rzutów wolnych i dlatego zrobiło się nerwowo. MKS jednak nie zdołał wyrównać i doznał czwartej porażki w sezonie.
- Jak widać po wyniku jakiś problem był. Popełniliśmy może kilka błędów. Nie skupiliśmy się za mocno na osobistych. MKS to wykorzystał. Całe szczęście, że mieliśmy zapas i jednak do końca kontrolowaliśmy sytuację - skomentował Paweł Kikowski zapytany o ostatnie sekundy. Wcześniej bardzo pomógł szczecińskiej ekipie powrócić na prowadzenie trafiając między innymi trzypunktowy rzut z przewinieniem przeciwnika.
ZOBACZ WIDEO Maja Włoszczowska: wrzeszczałam z bólu wniebogłosy, wiedziałam, że to koniec