Proste i niewymuszone błędy to największa zmora akademickiego teamu z Radomia. Wielokrotnie w tym sezonie okazywało się, że takie strzelby jak Piotr Plutka, Marcin Wiklik czy Paweł Piros po rewelacyjnym meczu, potrafią przez kilka kolejnych spotkań niemiłosiernie pudłować. To właśnie nierówna forma sprawiła, że radomianie w miarę upływu czasu staczali się po równi pochyłej. Fani dyscypliny natomiast postawili na nich krzyżyk.
Po wygranej nad SKK Siedlce zapaliło się jednak dla nich światełko nadziei. - Problem ze skutecznością był niestety widoczny również tym razem. Przy normalnej dyspozycji mecz powinien zakończyć się bardziej okazałym zwycięstwem - przekonuje Roman Bukalski. Drugi trener zespołu mimo to nie kryje ogromnej satysfakcji, że przed trzema meczami decydującymi o dalszych losach radomian w lidze przebudzili się zwłaszcza gracze rezerwowi. Wyśmienitą partię rozegrali chociażby Artur Kulik czy Jarosław Wróbel. - W perspektywie arcyważnych spotkań, forma zmienników jest dla nas bardzo istona - wykłada Bukalski.
Co ciekawe, los chciał, że o przyszłości zespołu akademików nie zadecydują inne rozstrzygnięcia w lidze, tylko oni sami. W najbliższej kolejce trudno spodziewać się, żeby team AZS-u wygrał z Albą w Chorzowie. Podobnie zresztą, jak obecnie najgroźniejszy rywal radomian do utrzymania - Hawajskie Koszule Bank Spółdzielczy Żory z MKKS-em w Zabrzu. W tej sytuacji o być albo nie być wspomnianych ekip z Radomia i Żor zadecyduje bezpośredni pojedynek. Dla fanów akademickiego basketu szykuje się więc wyśmienita końcówka sezonu. - Mam również nadzieję, że szczęśliwa. Nie wyobrażam sobie bowiem innego rozwiązania niż nasze utrzymanie - kończy drugi trener zespołu.