Zamieszanie wokół transferu nie wpłynęło negatywnie na postawę Jordana Callahana

PAP / Piotr Polak
PAP / Piotr Polak

Rosa Radom przegrała swój ostatni mecz w Basketball Champions League z Neptunasem Kłajpeda 65:71. Jordan Callahan zgodził się ze słowami trenera Wojciecha Kamińskiego, że o porażce w głównej mierze zadecydował kiepski początek.

Choć jeszcze w poniedziałek wydawało się, że Jordan Callahan może opuścić Rosę Radom - o wykupienie kontraktu koszykarza bardzo mocno zabiegał rosyjski klub Parma Basket Perm - a w jego miejsce miał przyjść Jerel Blassingame, to ostatecznie do takiej wymiany nie doszło. To zamieszanie nie wpłynęło na postawę rozgrywającego, który był jednym z najlepszych zawodników wicemistrzów Polski w ostatnim meczu w Basketball Champions League, przeciwko KK Neptunasowi Kłajpeda.

Gospodarze przegrali 65:71. 26-latek spędził na boisku 25 minut, zdobywając w tym czasie 14 punktów (skuteczność 5/11 z gry, w tym 4/7 z dystansu). Ponadto miał trzy asysty i zbiórkę.

Po pierwszej kwarcie Rosa traciła do rywali dziewięć "oczek" (13:22). - Mieliśmy zły start, zaczęliśmy ten mecz za wolno - przyznał Amerykanin. - W miarę upływu czasu złapaliśmy jednak swój rytm - dodał po chwili.

- Byliśmy gorsi, jeśli chodzi o zbiórki, rywale lepiej spisali się pod naszym koszem, więc mieli wiele okazji do zdobycia punktów drugiej szansy. W takich warunkach jest ciężko dobrze grać w defensywie - podkreślił Callahan. Radomianie mieli o osiem zbiórek mniej od litewskiej ekipy (35:43 w tym elemencie), a na atakowanej tablicy dali jej zgarnąć 14 piłek.

W czwartej odsłonie odrobili większość strat, jednak nie byli w stanie doprowadzić do dogrywki, jak chociażby w niedzielnym spotkaniu ze Stelmetem. - Walczyliśmy i staraliśmy się o jak najlepszy wynik. Kolejny przegrany mecz, trudno. Trzeba podnieść głowę i iść dalej - zakończył rozgrywający.

ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy

Komentarze (0)