Presja ponownie przygniotła kaliszan - relacja ze spotkania AZS Kalisz - AZS AWF Katowice

Po pierwszym meczu o utrzymanie kibice kaliskiego AZS nie mogą spokojnie myśleć o przyszłości swojej drużyny. W meczu we własnej hali kaliszanie po raz kolejny nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Czyżby najstarsze miasto w Polsce miało pożegnać się z pierwszoligową koszykówką po zaledwie roku na pierwszoligowych parkietach?

Do sobotniego, pierwszego starcia obie ekipy przystępowały po zakończeniu fazy zasadniczej. Kaliszanie rundę zakończyli na trzynastej lokacie, natomiast katowiczanie uplasowali się na kolejnej, czternastej pozycji. Jednak w ostatniej kolejce drużyny zmierzyły się w bezpośrednim meczu, w którym zdecydowanie lepsi okazali się gospodarze z Górnego Śląska. Ten mecz nie miał już żadnego znaczenia dla układu tabeli, ale zwycięstwo na pewno podbudowało zawodników z Katowic, którzy przerwali niekorzystną serię przed najważniejszymi pojedynkami w sezonie. Wielkopolscy Akademicy musieli pogodzić się z czwartą porażką z rzędu. Te wszystkie rzeczy przed play-out nie miały większego znaczenia. Ostatecznie kaliszanie musieli radzić sobie bez Sławomira Buczyniaka, którego wyeliminowała kontuzja.

Początek pierwszej kwarty lepiej ułożył się dla gości z południa Polski. Wynik spotkania podkoszową akcją otworzył Artur Donigiewicz. Trener gospodarzy, Marek Białoskórski był niezadowolony z postawy swoich podopiecznych w pierwszych minutach gry. Czas poproszony przez niego w piątej minucie przyniósł oczekiwane rezultaty. Sygnał do ataku swoim kolegom dał kapitan Łukasz Olejnik, który efektownym wsadem zakończył okiem swojej drużyny. Dziewięć punktów zdobytych bez odpowiedzi rywali pozwolił wyjść kaliszanom na zdecydowane prowadzenie. Wypracowana przewaga uspokoiła boiskowe poczynania. Goście nie grzeszyli skutecznością i przez dobre parę minut nie znajdowali drogi do kosza Akademików z najstarszego miasta w Polsce. Ta sztuka udała im się dopiero w końcówce inauguracyjnych dziesięciu minut. Ostatecznie po jednym celnym rzucie osobistym wykorzystanym przez Pawła Grzywocza wynik spotkania po pierwszej odsłonie zatrzymał się na wyniku 15:11.

Kolejne fragmenty pojedynku były bliźniaczo podobne do przebiegu poprzedniej części meczu. Goście tylko w pierwszej akcji po krótkim odpoczynku zdobyli dwa punkty, które przez długi okres czasu były jedynymi zdobytymi w drugiej "ćwiartce". Do dość nietypowej sytuacji doszło w dwunastej minucie spotkania. Komisarz zawodów dopatrzył się, że po stronie katowiczan na parkiecie nie ma żadnego zawodnika młodzieżowego i zespół ukarany został faulem technicznym. Z linii rzutów osobistych raz trafił kapitan kaliszan i wyprowadził swoją ekipę na dziesięciopunktowe prowadzenie. Na emocje licznie zgromadzeni kibice musieli poczekać do końcówki połowy, kiedy to do głosu ponownie doszli gracze Mirosława Stawowskiego, którzy głównie za sprawą dobrej gry Mariusza Piotrkowskiego częściowo zniwelowali straty. Pozwoliło im to schodzić na przerwę do szatni ze stratą sześciu punktów.

Fani, który wreszcie w większej ilości zjawili się na spotkaniu pierwszoligowej drużyny, liczyli na to, że druga połowa będzie już tylko formalnością i ich drużyna bez problemów okaże się lepsza od przyjezdnych. To co zobaczyli w trzeciej części pojedynku znacznie ostudziło ich zapędy. Bardzo agresywne rozpoczęcie katowiczan przyniosło skutki w postaci kolejnych nadrabianych "oczek". Kolejną nietypową sytuacją była akcja 3+1 Mariusza Piotrkowskiego, który trafił zza linii 6,25 m, a jeden punkt dołożył po rzucie osobistym. Mijały kolejne minuty, a przewaga ciągle topniała. Wreszcie pięć minut przed zakończeniem trzeciej kwarty do upragnionego remisu ekipę z Katowic doprowadził Piotr Hałas. Od tej akcji drużyny zaczęły grać akcja za akcję. Co chwilę na tablicy świetlnej zmieniał się wynik, a zarazem prowadzący zespół. Decydującą, dla losów tego fragmentu gry, szarżę przeprowadzili gospodarze, którzy po trzech kolejnych podkoszowych wejściach ponownie wyszli na znaczne prowadzenie i to oni przed decydującą odsłoną bliżsi byli odniesienia pierwszego zwycięstwa w rywalizacji o utrzymanie.

Ostatnia część ponownie rozpaliła nadzieję w sercach kibiców, kiedy Przemysław Malona otworzył wynik czwartej kwarty. Radość jednak nie trwała długo, bo rozpędzeni zawodnicy z Górnego Śląska trafiali rzut za rzutem. Po "trójce" Artura Donigiewicza katowicki AZS miał już pięć punktów przewagi i wszyscy myśleli, że może być już tylko gorzej. Ostatni zryw gospodarzy zdołał zniwelować przewagę, ale ta po chwili znów urosła. Po raz kolejny gracze Marka Białoskórskiego okazali się bezsilni w końcówce, ponownie nie wykazując pomysłu na odwrócenie sytuacji w samej końcówce. Po przekroczeniu limitu fauli liczba rzutów osobistych gwałtownie wzrosła, a przyjezdni skrupulatnie wykorzystali ten fakt ostatecznie wygrywając w całym pojedynku 57:63.

Czego zabrakło do sukcesu? Chyba lepszej skuteczności w rzutach z dystansu, która tego dnia była zdecydowanie za niska. Trudno wielkie pretensje mieć do Michała Krajewskiego. Owszem miał on kilka słabszych fragmentów, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że nie dostał ani chwili odpoczynku i grał całe czterdzieści minut. Gości do zwycięstwa poprowadził Artur Donigiewicz, zdobywca dwudziestu czterech "oczek" dla swojego klubu. Na pewno ten wynik powtórzyć będzie chciał w drugim spotkaniu, które odbędzie się już w niedzielę. Początek meczu w hali Arena w Kaliszu o godz. 16.30.

AZS PWSZ OSRiR Kalisz - AZS AWF Katowice 57:63 (15:11, 15:13, 19:22, 8:17)

AZS PWSZ: Olejnik 19, Krajewski 14, Morkowski 8, Malona 7, Poźniak 4, Józefowicz 3, Kalinowski 2, Warawko 0

AZS AWF: Donigiewicz 24, Hałas 16, Piotrkowski 15, Grzywocz 3, Mrówczyński 3, Zając 2, Wosz 0, Celiński 0, Szybowicz 0

Stan rywalizacji (do trzech zwycięstw): 1:0 dla AZS AWF Katowice

Komentarze (0)