Mecz z 13-oma punktami, 11-oma asystami i trzema przechwytami, przy jednoczesnym braku start podczas blisko 31 minut gry, to wręcz rewelacyjny występ w przypadku rozgrywającego. Bo jak wiadomo, jedynki zazwyczaj notują więcej strat niż gracze z innych pozycji na koszykarskim parkiecie. Czy jednak coś może zmącić tak dobry wynik? Owszem, może być to porażka drużyny, o czym przekonał się autor powyższych zdobyczy, Aleksander Filipiak.
- To nie ma znaczenia, jakie to były statystyki. Wolałbym nie zdobyć punktu, mieć jedną asystę, ale żebyśmy wygrali - stwierdził po meczu rozgrywający GTK Gliwice. Jego zespół w sobotni wieczór toczył niebywale zacięty bój z Jamalex Polonią 1912 Leszno, jednak nie zdołał dopisać dwóch "oczek" do swojego dorobku.
- Mieliśmy nadzieję, że po pechowej porażce w Pruszkowie się zrehabilitujemy i uda nam się wygrać u siebie, ale niestety tak nie było. Nałożyło się na to sporo czynników. Przede wszystkim za łatwo przegrywaliśmy akcje pick and roll i przez to ta końcowa porażka. Trzeba teraz wyciągnąć wnioski i wygrać bardzo ważny mecz za tydzień w Tychach - powiedział Filipiak.
Po raz kolejny o przegranej zadecydowała źle rozegrana końcówka. Przed kilkoma dniami gliwiczanie wypuścili z rąk wygraną w Pruszkowie, choć w drugiej kwarcie prowadzili już kilkunastoma punktami. Sami doprowadzili jednak do nerwowej końcówki, której wygrać nie byli już w stanie. Dość podobnie stało się przeciwko Jamalex Polonii. - Pozycje są. Może nie wpada ze zmęczenia? Czasem może zła decyzja jest podjęta? Ciężko powiedzieć, dlaczego tak się to w tej końcówce potoczyło - dodał rozgrywający GTK.
Przegrana sprawiła, że sytuacja w tabeli zagęściła się jeszcze bardziej. Gliwiczanie mogli dogonić Spójnię, ale przez tę porażkę sami zostali dogonieni przez właśnie leszczynian oraz GKS Tychy, który wygrał w Pruszkowie, a także przez Pogoń Prudnik, która uporała się u siebie z AGH Kraków. W chwili obecnej zarówno GTK, jak i Jamalex Polonia, GKS i Pogoń legitymują się bilansem 13-8.
ZOBACZ WIDEO Maja Włoszczowska: wrzeszczałam z bólu wniebogłosy, wiedziałam, że to koniec