Decydującego kosza, Markieff Morris trafił na 0,4 sekundy przed końcową syreną w dogrywce. Początkowo, ani zawodnicy, ani trenerzy, ani kibice zgromadzeni w hali w Portland, nie kwestionowali decyzji sędziów - wszystko, wydawało się, odbyło się zgodnie z przepisami.
Dopiero powtórki pokazywane na telebimie wykazały, że zawodnik Wizards, mając już piłkę w rekach, nadepnął na linię boczną parkietu, co automatycznie powinno oznaczać przerwanie akcji i przyznanie posiadania dla gospodarzy. Wówczas to oni mieliby przewagę jednego punktu i piłkę w rękach, co najprawdopodobniej oznaczałoby ich końcowy tryumf.
Markieff Morris steps out of bounds before game-winner; the play is not reviewable...https://t.co/ydbIl26oK8 #nba
— Ball Highlights (@bb_Highlights) 12 marca 2017
Sędziowie, pomimo sporego zamieszania, jakie zrobiło się na parkiecie, nie zdecydowali się na to, aby skorzystać z powtórek i podjąć odpowiednią decyzję. Umotywowali to tym, że tego typu zagranie nie podlega takim przepisom i werdykt podjęty w trakcie akcji jest jednocześnie tym ostatecznym.
ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: Arsenal rozbił V-ligowca - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- To był błąd sędziów, ale nie mogę powiedzieć, że Wizards nie zasłużyli na tą wygraną. Zagrali bardzo dobrą koszykówkę, a my pretensje powinniśmy mieć głównie do siebie. Jesteśmy nadal w walce o występy w play-offach i nie możemy sobie pozwalać na takie błędy. W tak bliskich końcówkach, w dodatku rozgrywanych na własnym parkiecie, musimy wygrywać - tak spotkanie podsumował trener gospodarzy, Terry Stotts.
Warto wspomnieć, że sami sędziowie niedługo po meczu przyznali się do błędu popełnionego w końcówce. Uznali, że akcja powinna zostać przerwana, a piłka należała się ekipie Blazers. To, co zaczyna być rażące, to fakt, że tego typu pomyłki zdarzają się już naprawdę często, a pomimo udogodnień technologicznych, jakimi dysponuje liga, wciąż są spore restrykcje na temat tego, co może, a co nie może być poddawane powtórkom.