To był kolejny kapitalny weekend Filipa Zegzuły. Ostatnio o młodym rozgrywającym z Radomia jest bardzo głośno w całej Polsce, ale nie ma się czemu dziwić. Wszak znajduje się w wysokiej dyspozycji, co potwierdził w sobotę i niedzielę. Najpierw wydatnie pomógł pierwszej drużynie Rosy w meczu 25. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, w którym wicemistrzowie kraju pokonali przed własną publicznością AZS Koszalin 85:68.
- Był to bardzo trudny mecz, nie patrząc na wynik. AZS bardzo mocno "bił się" pod koszem, grał bardzo fizycznie, ale daliśmy radę, nie straciliśmy koncentracji do końca i to jest najważniejsze - podkreślił 22-latek po ostatniej syrenie.
W pierwszej kwarcie gra jego zespołu nie wyglądała najlepiej, co potwierdził rezultat - 16:17. Gdy jednak z ławki wszedł Zegzuła, wprowadził dużo ożywienia w szeregi gospodarzy. Trafił "na przełamanie" z dystansu, a później poszła już seria w wykonaniu podopiecznych Wojciecha Kamińskiego, którzy zbudowali kilkunastopunktową przewagę.
- Wyszliśmy może nie do końca skoncentrowani, pierwsza kwarta była na styku, dużo błędów, ale druga zaczęła się od mocnej obrony i "pociągnęła" wynik - potwierdził utalentowany zawodnik.
Na parkiecie spędził 17 minut, zdobywając w tym czasie 11 "oczek". Wykorzystał wszystkie trzy próby zza linii 6,75 m, a także jedną z trzech "za dwa". Ponadto miał dwie zbiórki i asystę.
Zdecydowanie lepsze statystyki "wykręcił" dobę później, w pojedynku ostatniej kolejki sezonu zasadniczego pierwszej ligi. ACK UTH Rosa Radom sensacyjnie pokonała na wyjeździe Max Elektro Sokoła Łańcut 94:88, a Zegzuła był zdecydowanym liderem (jak zwykle) swojej drużyny, uzyskując triple-double! Przez ponad 36 minut zdobył 20 punktów, miał 11 asyst i 10 zbiórek. Można mieć zastrzeżenia do jego skuteczności z gry (4/19, w tym 0/8 "za trzy"), ale bardzo często stawał na linii rzutów wolnych, trafiając wszystkie 12 prób. Dzięki zwycięstwu rezerwy wicemistrzów Polski zakończyły rundę na jedenastym miejscu i w fazie play-out będą miały przewagę parkietu w rywalizacji z ostatnią w zestawieniu Eneą Astorią Bydgoszcz.
ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Pokazaliśmy wielkość