WP SportoweFakty.pl: Panie trenerze, po sezonie możemy stwierdzić, że ponownie trafił pan z transferami.
Dariusz Maciejewski: Myślę, że trafiliśmy idealnie. Ale nie chodzi tylko o umiejętności sportowe, ale także mentalne. Nie było tutaj przypadkowej osoby. Z każdej z dziewczyn wycisnęliśmy jako sztab maksa, mówiąc dość brzydko. Ale zrobiliśmy to, bo one tego chciały. Pracowały ciężko, bardzo solidnie. Wychodziły na parkiet nastawione, żeby walczyć w każdym meczu o zwycięstwo. Miałem wielką przyjemność pracy z tymi dziewczynami. Nie przychodziłem na treningi na siłę. Mieliśmy wspaniałe relacje na linii trener-zawodnik. I nie chodzi tylko o boisko. Przebywaliśmy razem w autobusach, hotelach, restauracjach. Było widać team spirit. Po meczach w Halle mówiłem, że będzie można się w tym zespole zakochać. I tak było. Czułem, że trafiliśmy na potencjał ludzki o dużych możliwościach. Nie wiedziałem tylko do końca jak je wszystkie maksymalnie wykorzystać, żeby grały do zespołu.
[b]
Mecze z CCC Polkowice to było niezwykłe widowisko.
[/b]
- To ostatnie spotkanie to był kosmos. To były fantastyczne zawody, chyba najlepsze w historii gorzowskiej koszykówki. Poziom zawodniczek i zespołowość były niebywałe, jeśli chodzi o żeńską koszykówkę.
ZOBACZ WIDEO: Oktawia Nowacka nie mogłam uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę
Przed sezonem klub zakładał miejsce w ósemce. To była skromność, czy niepewność co do możliwości?
- Zeszły rok był dla nas bardzo trudny, bo z powodu kontuzji wypadła nam Kelley Cain. Myśleliśmy co robić dalej. Nie było gwarancji, że gdybyśmy wzmocnili zespół jedną zawodniczką, to by nam coś dało. Jednak problemem nie jest jeden sezon. Nie ma zespołów, które grają na samym topie. Najważniejsze jest to, żeby wszystko robić z głową i bez nerwowości. Ten sezon pokazał, że trafiliśmy z wyborem zawodniczek. Nie były to osoby przypadkowe, bo dwie z nich widziałem. Tylko jedną dostałem z polecenia. Tylko wiadomo, że wkomponowanie zawodniczek do zespołu i zbudowanie taktyki pod zespół, to proces, który musi potrwać.
Jak pan może podsumować ten sezon?
- To był fantastyczny sezon. Rzadko się zdarza, żeby tak powiedzieć o sezonie, który nie dał medalu. Cel osiągnęliśmy w miarę szybko. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcieliśmy pójść za ciosem. Kto wie, jakby to się potoczyło, gdybyśmy pokonali CCC? Myślę, że mógłby już nas nikt nie zatrzymać. Pozostawała by jedynie kwestia zmęczenia.
Po słabszych latach w Gorzowie chyba możemy mówić o sukcesie po tym sezonie?
- Największym sukcesem tego sezonu jest fakt, że w ostatnim meczu potrafiliśmy się wznieść na wyżyny umiejętności przy komplecie publiczności. Znowu na kilkanaście minut przed meczem zabrakło biletów. To sygnał, że idziemy w dobrą stronę. Widać, że bez nowej hali nie zrobimy postępu. To jest teraz priorytet. Miejmy nadzieję, że nie skończy się na obietnicach i ta hala powstanie. My w tym czasie musimy zrobić bardzo duży postęp organizacyjny, co przełoży się na zwiększenie budżetu. Będzie nam wtedy łatwiej zapełnić dużą halę.
Tegoroczny sezon BLK jest bardzo wyrównany. Jak pan oceni te rozgrywki?
- W starym roku powiedziałem, że takiego sezonu jeszcze nigdy w historii nie było, a pracuję w żeńskim baskecie od ponad 20 lat. To się przekuło na poszczególne widowiska. U nas nie jest tak, jak na Słowacji czy w Czechach, gdzie jest jeden mocny zespół. My mamy co najmniej osiem drużyn o zbliżonych umiejętnościach i to było widać w play off.
Jaka będzie przyszłość gorzowskiej drużyny?
- Na pewno nie spotkamy się w takim składzie, to jest nierealne. Dziewczyny pokazały się i staniemy do rywalizacji o nie. Czy będziemy w stanie walczyć z tuzami europejskiej koszykówki? To się okaże. Zawsze tak jest, że dziewczyny w Gorzowie promują się bardzo dobrze i później ciężko nam powalczyć z zespołami, które są mocniejsze finansowo. Musimy też pamiętać, że jedna czy dwie zawodniczki nie wygrają same meczu. Musi to być zbilansowany zespół. Dodatkowo wchodzi przepis, że mogą być tylko dwie zawodniczki spoza Europy w drużynie w czasie gry, a także zapis o jednej Polce na parkiecie. To nowości. Zobaczymy jak zespoły zostaną zbudowane. W tej chwili musimy mocno pracować nad tym, żeby organizacja klubu była coraz mocniejsza. W klubie został zatrudniony profesjonalny menedżer, pan Michał Kugler, który spełnia swoją rolę bardzo dobrze. Wszyscy mamy ambicje, wszyscy chcemy rozwijać ten klub. Chcemy być dumą Gorzowa. Myślę, że swoje zadanie wykonaliśmy bardzo dobrze.
A jak wygląda sytuacja z kontraktami zawodniczek?
- Jesteśmy w ciężkiej sytuacji, bo większości z nich kończą się umowy w tym roku. Ale taka sytuacja ma miejsce nie tylko u nas, w większości klubów tak będzie. Czeka nas ciężka praca nad budowaniem przyszłego zespołu. Bez miasta, który jest jednym z głównych sponsorów, nie damy rady. Bez wsparcia Akademii im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wlkp. oraz Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej także. Pracujemy nad tym, żeby wzmocnić filar rodziny sponsorów. Mamy potężny filar w postaci szkolenia. Następne zawodniczki czekają w kolejce, żeby dostać się do pierwszego zespołu. Ale oczywiście drużyna bez gwiazd jest słaba i musimy myśleć o tym, żeby znowu spotkać na swojej drodze takie zawodniczki, jak w tym roku.
Koszykarki przyznają, że atmosfera w tym roku była bardzo dobra. To może mieć wpływ przy propozycjach kontraktów?
- Atmosfera to pewien procent, który zawsze będzie ważny. Jednak jeżeli ktoś wyłoży zdecydowanie więcej pieniędzy, to sentymenty nie grają roli. To jest sport zawodowy, trzeba dziewczyny zrozumieć. Jeżeli w przeszłości zawodniczka otrzymała lepszą ofertę i ją wybrała, to nie miałem żalu. Zawsze wiedziałem, że to była zdecydowanie lepsza oferta. Tak naprawdę ludzie nie chcą odchodzić z Gorzowa, bo tutaj się dobrze czują. Nie było tutaj problemów z płatnościami, nawet w najtrudniejszych czasach. To jest bardzo istotne.
Rozmawiał: Dawid Lis