Świetne doniesienia zza oceanu dla polskich fanów koszykówki. Marcin Gortat znów był bardzo dobrze dysponowany, łodzianin dominował nad Dwightem Howardem, a Washington Wizards pokonali Atlantę Hawks 109:101 i w serii do czterech zwycięstw, prowadzą już 2-0. Stołecznych do triumfu poprowadził duet John Wall - Bradley Beal.
Beal 16 ze swoich 31 punktów rzucił rywalom w decydującej, czwartej kwarcie. 23-latek został obsłużony przez Walla i na 38 sekund przed końcem meczu trafił rzut zza łuku, który wyprowadził Czarodziei na prowadzenie 106:98, a także przypieczętował ich zwycięstwo.
Marcin Gortat może być z siebie zadowolony. 33-latek zdobył bardzo solidne 14 punktów (7/10 z gry), 10 zbiórek (sześć w ataku), trzy asysty, przechwyt oraz pięć bloków. Co za linijka Polaka! Środkowy spędził tym razem na parkiecie aż 35 minut. Jego bezpośredni rywal, Dwight Howard uzbierał sześć "oczek" i zebrał siedem piłek. Superman miał problemy z faulami, grał przez tylko 20 minut. Warto dodać, iż w jednych z pierwszych akcji spotkania, Gortat dwukrotnie popisał się efektownymi blokami właśnie na Howardzie.
Tyle samo co center Hawks, spędził na parkiecie też podkoszowy stołecznych, Markieff Morris. Ten również miał kłopoty z przewinieniami i wraz z ich innym podstawowym zawodnikiem, Otto Porterem, dostarczyli drużynie wspólnie tylko siedem punktów. Niezawodny John Wall był świetny w końcówce meczu, seryjnie dziurawił kosz przeciwników. Ostatecznie wyrównał swój najlepszy wynik punktowy w play offach (32), a do tego miał też pięć zbiórek i dziewięć asyst. - Wiemy, że oni będą grali dużo lepiej. Ale my czujemy, że też jeszcze nie zaprezentowaliśmy swojej najlepszej koszykówki - mówi Wall.
ZOBACZ WIDEO: Artur Szpilka i Artur Boruc w MMA? Łukasz "Juras" Jurkowski zabrał głos
Gospodarze do przerwy przewodzili 51:43, ale Mike Budenholzer musiał użyć w szatni męskich słów, bo Hawks wrócili na parkiet mocno zmotywowani i w końcówce odsłony numer trzy, doprowadzili nawet do wyniku 74:67. Ich minimalna przewaga utrzymywała się przez pewien czas. Co istotne, od stanu 94:94 aż do końca, Jastrzębie zdobyli zaledwie siedem punktów, a Wizards 15. - Mogliśmy wziąć ten mecz. Byliśmy w grze, po prostu musimy spisywać się lepiej w decydujących momentach spotkania - komentuje Dennis Schroder, który zdobył dla Hawks 23 punkty i miał sześć asyst.
Ich pierwszym strzelcem był Paul Millsap, zdobywca 27 "oczek" i 10 zbiórek. Goście umieścili w koszu tylko 4 na 20 oddanych rzutów zza łuku, podopieczni Scotta Brooksa trafili siedem prób tego typu. Bradley Beal umieścił w koszu słabe 12 na 27 oddanych rzutów, przez co sam miał do siebie o to pretensje. - Czuję, że moje nastawienie i motywacja są w porządku, ale rzuty są do bani. Muszę połączyć te rzeczy - tłumaczy.
Wizards dotychczas zrobili wszystko, co powinni. Dwukrotnie obronili halę Verizon Center. - Mieliśmy dwa bardzo fizyczne mecze na naszym parkiecie i oba wygraliśmy. Teraz czas, żeby zabrać tę postawę do Atlanty - mówi trener Scott Brooks. - Ta energia, która towarzyszyła nam w tych meczach podczas play offów była świetna, teraz przed nami dwa trudne mecze na wyjeździe - dodaje Beal. Dla Hawks to ostatnia szansa, aby odwrócić losy rywalizacji pierwszej rundy w Konferencji Wschodniej. Trzecie spotkanie serii odbędzie się w sobotę, 22 kwietnia o godzinie 23:30.
Washington Wizards - Atlanta Hawks 109:101 (23:24, 28:19, 23:35, 35:23)
(Wall 32, Beal 31, Gortat 14 - Millsap 27, Schroder 23, Hardaway Jr. 19)
Stan rywalizacji: 2-0 dla Wizards