Brak PGE Turowa w play-off to spore rozczarowanie (komentarz)

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

Nie tak miał wyglądać bieżący sezon w wykonaniu PGE Turowa Zgorzelec. Drużyna z bogatą historią, dużymi aspiracjami i ciekawymi nazwiskami po raz drugi z rzędu na zagra w rundzie play-off.

W tym artykule dowiesz się o:

Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec zagrają w niedzielę z Polskim Cukrem Toruń tylko o honor i godne zakończenie sezonu. Czarno-zieloni nie mają już nawet matematycznych szans na awans do ćwierćfinału, o czym zadecydowały środowe mecze PLK.

Główni konkurenci zgorzelczan perfekcyjnie wykonali swoje zadania. Trefl Sopot rozgromił King Szczecin 93:76, a Energa Czarni Słupsk pokonali na własnym parkiecie BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski 82:77. Te rozstrzygnięcia oznaczają koniec marzeń PGE Turowa o najlepszej ósemce.

Nawet jeżeli podopieczni trenera Mathiasa Fischera pokonają Polski Cukier Toruń, a zespoły z miejsc 7-9 przegrają swoje spotkania, to i tak PGE Turów jest najgorszy w tzw. małej tabelce pomiędzy zainteresowanymi awansem ekipami.

Na szczegółowe podsumowania przyjdzie czas, gdy w PGE Turów Arenie rozbrzmi ostatni w tym sezonie gwizdek. Ale słowo "rozczarowanie" jest pierwszym, które ciśnie się w tej sytuacji na usta.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: chwiał się na nogach. Cudem dotarł do mety

PGE Turów, były mistrz Polski i sześciokrotny wicemistrz, po raz drugi w swojej współczesnej ekstraklasowej historii nie zagra w play-off. I to drugi raz z rzędu. Jakby tego było mało, może być w tabeli jeszcze niżej niż w ubiegłym sezonie - nie na dziewiątym jak ostatnio, a nawet na dziesiątym miejscu.

O ile zeszłoroczne zakończenie rozgrywek na rundzie zasadniczej przyjęto na klatę (bo niedoświadczony trener Piotr Ignatowicz, bo budżetowe zaciskanie pasa), o tyle tegoroczny brak awansu z pewnością zabolał szersze grono kibiców.

Gdy prezes Jerzy Stachyra obejmował stery w zgorzeleckim klubie, to stawiał sprawę jasno - czekają nas dwa chude lata, musimy spłacić długi. I choć obecny sezon jest drugim z oszczędnościowych, to nie da się ukryć, że PGE Turów ma, a w zasadzie miał, zarówno papiery, nazwiska, jak i umiejętności na grę w play-off.

Trener Mathias Fischer został niedawno selekcjonerem rezerwowej reprezentacji Niemiec, Michał Michalak zrobił spory postęp i aspiruje nie tylko do gry w kadrze, ale także w zagranicznych klubach, Bartosz Bochno wielokrotnie pokazał co znaczy serce wychowanka, a tak doświadczonych graczy jak Denis Ikovlev oraz Kirk Archibeque chcieliby mieć z pewnością w niejednym klubie.

PGE Turów miał swoje atuty i momentami pięknie je prezentował - dysponował najbardziej efektywnym atakiem w lidze, imponował też dobrą obroną, trzykrotnie mocno postraszył Stelmet BC i jako jedyny dotąd zespół pokonał Anwil w Hali Mistrzów.

Przegrywał jednak też mecze, które teraz na finiszu sezonu, gdy zgorzelczanom przyszło mierzyć się z samą czołówką ligi, odbijają się podwójną czkawką: mowa tu o wpadkach w Gdyni, Starogardzie Gdańskim, Sopocie, czy Krośnie.

Tak nieprzewidziane wydarzenia jak kontuzje Cartera, Ikovleva, czy Borowskiego oraz nagłe odejście z zespołu Mateusza Kostrzewskiego, na pewno czarno-zielonym nie pomagały. Ale nawet z mocno ograniczoną rotacją PGE Turów nadal był w stanie pokazać pazur, gromiąc chociażby ostrowską "Stalówkę" 97:74 w naprawdę świetnym stylu. Dlatego tym bardziej żal, że w Zgorzelcu kolejne play-off obejrzą tylko w telewizji.

Źródło artykułu: