To najmłodszy trener w historii PLK. Kamil Sadowski w minionym sezonie zadebiutował w roli szkoleniowca w wieku 24 lat. Wtedy zastąpił zwolnionego przedwcześnie Davida Dedka.
W obecnych rozgrywkach przejął drużynę po Piotrze Ignatowiczu.
Choć bardzo chciał dokończyć sezon w roli asystenta, to ostatecznie przystał na propozycję działaczy AZS-u. Młody szkoleniowiec pokonał na wstępie Polski Cukier Toruń, ale później zdołał wygrać tylko jedno z dziewięciu meczów.
Mimo wszystko koszalinianie wypełnili zadanie na ten sezon. Utrzymali się i z nowymi nadziejami spoglądają na kolejne rozgrywki. - Cel został zrealizowany - przyznaje Sadowski.
W niedzielę jego zespół przegrał na własnym parkiecie z Kingiem Szczecin 81:111. O tak wysokiej porażce zadecydowała ostatnia kwarta, którą goście wygrali aż 39:17. - To była kompromitacja - mówi krótko Sadowski.
- Jestem kompletnie niezadowolony z tego meczu. Zawodnicy w ogóle nie zrealizowali założeń, o których sobie mówiliśmy przed spotkaniem. Rywale mieli więcej chęci. Ostatni tydzień przepracowaliśmy nieco na luzie, tak aby każdy czuł radość z koszykówki. Niestety - nie wyszło. Uświadomiłem sobie, że nie można popuszczać zawodnikom, bo oni to wykorzystają. Nie mówię, że każdy, ale kilku tak zrobiło. To dla mnie nauczka na przyszłość - wyjaśnia.
W ostatnich dniach informowaliśmy o tym, że młody szkoleniowiec chętnie zostałby w zespole na dłużej, ale przedstawiciele klubu wybrali już nowego trenera na sezon 2017/2018. Ma nim zostać Dariusz Szczubiał. Sadowski tym samym kończy swoją dwuletnią współpracę z AZS-em Koszalin.
- Dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli. To był bardzo udany okres. Wiele się nauczyłem, ale czas na nowe wyzwania. Koszalinowi mówię "do zobaczenia". Może za 2-3 lata znów się spotkamy? - mówi tajemniczo Sadowski.
ZOBACZ WIDEO Atalanta grała do końca, Juventus stracił punkty. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]