Mistrzom Polski nie przystoi przegrywanie meczu w sytuacji, gdy jeszcze na 46 sekund przed końcem prowadzą różnicą siedmiu punktów. Właśnie taki przypadek miał miejsce w spotkaniu z Rosą Radom. Katem Stelmetu BC Zielona Góra był Michał Sokołowski, którego 11 oczek w decydujących fragmentach niedzielnego pojedynku w hali Centrum Rekreacyjno-Sportowego dało zwycięstwo Rosie Radom 86:85. -
- Przegraliśmy nie dramatycznie, tylko frajersko. Tak meczów nie powinno się oddawać. To, co się wydarzyło, można nazwać głupotą z naszej strony. Musimy szanować piłkę. Jesteśmy doświadczonym zespołem i takie błędy nie mogą się nam przydarzać. Wypracowaliśmy jakąś przewagę, oscylowała ona w graniach 5-7 oczek i mogliśmy spokojnie dowieźć zwycięstwo. Wtedy nadszedł ten felerny moment, stracone siedem punktów w jednej akcji. W końcówce walczyliśmy, mieliśmy rzut na wygraną, ale wtedy jest loteria. W tym przypadku rzut nie wpadł i przegraliśmy - skomentował szczerze Przemysław Zamojski.
Zielonogórzanie z pewnością nie tak wyobrażali sobie zakończenie rundy zasadniczej w ich wykonaniu. W play-off takie wypadki przy pracy mogą okazać się dramatyczne w skutkach. - Musimy skupić się na sobie i być skoncentrowani od pierwszej do 40 minuty, a nie tylko do 39. Mecz z Rosą pokazał co się dzieje, gdy zespół jest skoncentrowany tylko do 39 minuty - przyznał reprezentant Polski.
Ćwierćfinałowym rywalem Stelmetu BC Zielona Góra będzie Polpharma Starogard Gdański. Pierwsze starcie tej serii odbędzie się w najbliższy piątek w domowej hali mistrzów Polski. - Teraz nie ma już co wybierać rywali. Kto się trafi, z tym będziemy rywalizować. Musimy wygrywać mecze, od piątku pokazywać swoje prawdziwe oblicze i grać naszą najlepszą koszykówkę - powiedział Zamojski.
ZOBACZ WIDEO Primera Division: olbrzymie emocje w meczu Realu Madryt! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]