KK Warszawa, klub funkcjonujący w polskiej koszykówce de facto od niespełna dwóch lat, w niedzielę stanął przed szansą zapewnienia sobie awansu na zaplecze Ekstraklasy. Po zeszłotygodniowej wyjazdowej wygranej 68:52 ze Śląskiem Wrocław, podopieczni Andrzeja Kierlewicza w wypadku wygranej awansowaliby do finału II ligi (rywalizacja w półfinałach toczy się do dwóch zwycięstw). Byłoby to równoznaczne z uzyskaniem promocji do wyższej klasy rozgrywkowej (w sezonie 2016/17 do I ligi awansują trzy najlepsze drugoligowe drużyny).
W pierwszej połowie obie ekipy prezentowały zbliżony poziom, nie sposób było ocenić, co ostatecznie będzie górować - czy warszawska mieszanka rutyny z doświadczeniem, czy polot i młodzieńcza fantazja wrocławskich "Kosynierów" (wszak zespół Śląska opiera się na młodzieżowcach, jedynie trzech zawodników ma powyżej 20 lat). Ale tuż po przerwie warszawianie przejęli inicjatywę. Szybko odskoczyli swoim rywalom na kilka punktów, by po 30 minutach prowadzić 60:51.
- Niemal od razu po przerwie rywale trzykrotnie celnie rzucili za trzy punkty. Trochę nas to ścięło z nóg, nie spodziewaliśmy się do końca takiego obrotu sprawy - mówi Dominik Tomczyk, trener Śląska. - Ale w sporcie warto grać do końca. Po tym jak chłopcy ochłonęli pomiędzy trzecią a czwartą kwartą, wróciliśmy do założonej taktyki.
I kiedy po trzeciej kwarcie wydawało się, że powoli na halę przy Dereniowej można już zwozić szampany w celu uczczenia awansu KK Warszawa do I ligi, obraz gry diametralnie się zmienił. W czwartej odsłonie gospodarze zaprezentowali się katastrofalnie - zdobyli ledwie dwa punkty, podczas gdy rywale uzyskali aż 22 "oczka". Warszawianie nie znaleźli sposobu na sforsowanie zasieków obronnych ustawionych przez "Kosynierów" - praktycznie ani razu nie zdołali sobie wypracować czystej pozycji. Dla odmiany, Śląsk w ofensywie prezentował się równie wybornie, co w defensywie. Młodzi zawodnicy z Wrocławia imponowali zarówno skutecznymi akcjami podkoszowymi, jak i celnymi rzutami zza łuku.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Inter Mediolan przegrywa mecz za meczem [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Kiedy we własnej hali zdobywa się dwa punkty w czwartej kwarcie, nie można odnieść zwycięstwa. W ostatniej odsłonie niedobrze wyglądała organizacja naszej gry w ataku. Każdy próbował wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności. Ze złym skutkiem - oceniał po meczu trener KK Warszawa, Andrzej Kierlewicz.
Decydujące trzecie spotkanie odbędzie się 10 maja we Wrocławiu o 19. Przegrany zespół nie straci definitywnie szans na grę na zapleczu Ekstraklasy - będzie rywalizował z AZS UMCS Lublin o III miejsce w II lidze - ostatnie premiowane awansem do wyższej klasy rozgrywkowej.
- Teraz zasadne jest pytanie, czy uda nam się pozbierać fizycznie i psychicznie po tak ciężkim boju. Nie jesteśmy już przecież najmłodszym zespołem. A na pewno nie wpływa pozytywnie na morale taka sytuacja, jak dzisiaj: kiedy pojawia się świadomość, że cel jest na wyciągnięcie ręki, jednak w finalnie trzeba jeszcze grać - mówi Kierlewicz. - Ale w takich sytuacjach poznaje się siłę drużyny. Jeżeli po takich perturbacjach powstaje z kolan, to oznacza, że jest mocna. Jeżeli nie - jej miejsce jest tu, gdzie teraz - dodaje trener KK Warszawa.
- Trzeci mecz to nowa historia, zaczyna się od zera. Nie można lekceważyć naszych rywali, dysponują szeroką kadrą. Wiemy, że czeka nas ciężki pojedynek - ocenia Tomczyk.
KK Warszawa - Śląsk Wrocław 62:73 (15:18, 16:16, 29:17, 2:22)
KK Warszawa: Rudko 16, Lewandowski 13, Wojtyński 13, Jaremkiewicz 5, Sarnacki 4, Szpyrka 4, Koźluk 3, Hybiak 2, Kosiński 2, Jaworski 0, Pietkiewicz 0
Śląsk: Dziewa 13, Krakowczyk 13, Jakubiak 12, Żeleźniak 9, Musijowski 8, Musiał 7, Stawiak 6, Wilczek 5