Finał Konferencji Zachodniej rozczarował. Dostarczył zaledwie odrobinę emocji. Tylko w pierwszym starciu zawodnicy Gregga Popovicha stawiali dzielnie opór najlepszej drużynie sezonu zasadniczego. Spurs byli wtedy blisko zwycięskiego otwarcia, co z pewnością dodałoby kolorytu tej serii. Ale Warriors wyszli z ogromnych tarapatów bez szwanku.
W kolejnych spotkaniach gracze Steve'a Kerra byli już poza zasięgiem zespołu z Teksasu. Osłabieni Spurs nie potrafili zatrzymać przeciwnika, który w trzech potyczkach zdobywał średnio ponad 128 punktów. Z tak grającymi GSW nie ma mowy o nawiązaniu walki.
Ostrogi w czwartym meczu wystąpiły bez Kawhiego Leonarda, Tony'ego Parkera oraz Davida Lee. W tej sytuacji gospodarze byli skazywani na pożarcie. Scenariusz nie mógł być inny, bo Spurs brakowało argumentów. Zresztą widać to było od samego początku. Wojownicy szybko objęli prowadzenie i odskoczyli rywalowi.
Znakomicie spisali się Stephen Curry i Kevin Durant. Pierwszy z wymienionych zdobył aż 36 punktów, trafiając 14 z 24 rzutów z gry. Dołożył do tego 6 asyst i 5 zbiórek. Natomiast Durant był wprost nie do zatrzymania - 10 z 13 jego rzutów było celnych. Ogółem na jego koncie znalazło się 29 punktów, 12 zbiórek oraz 4 asysty.
U gospodarzy najskuteczniejszy był wchodzący z ławki Kyle Anderson. 23-letni zawodnik zgromadził 20 punktów, 6 zbiórek, 2 asysty i 4 przechwyty. Tyle że jego wysiłek poszedł na marne, gdyż Spurs przegrali i zakończyli sezon.
Dla Golden State Warriors będzie to już trzeci finał NBA z rzędu. Dwa lata temu zdobyli oni mistrzostwo, wygrywając serię (4:2) z Cleveland Cavaliers. W poprzednim sezonie musieli za to uznać wyższość Cavs (3:4), choć prowadzili w serii do 4 wygranych już 3:1.
San Antonio Spurs - Golden State Warriors 115:129 (19:31, 32:34, 27:31, 37:33)
(Anderson 20, Ginobili 15, Gasol 14, Mills 14, Simmons 13 - Curry 36, Durant 29, Green 16, Clark 12, Thompson 10)
Stan rywalizacji: 4-0 dla Warriors
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia