Z dużej chmury mały deszcz - podsumowanie sezonu AZS PWSZ OSRiR Kalisz

Miały być niespodzianki, walka do samego końca i pokuszenie się o awans do fazy play-off, a w mniej korzystnym przypadku spokojne utrzymanie w lidze. Skończyło się spadkiem i długami, które mogą doprowadzić klub do upadku. Oto co w debiutanckim sezonie w pierwszej lidze osiągnął AZS PWSZ OSRiR Kalisz. Po nieudanym sezonie działacze nie wiedzą co dalej z kaliską koszykówką.

W tym artykule dowiesz się o:

Dzika karta i transfery, czyli miłe złego początki

Cała historia rozpoczęła się tuż po ostatnim meczu drugiej ligi sezonu 2007/2008. Beniaminek rozgrywek, AZS Kalisz, zajął dobrą jak na debiutanta siódmą lokatę. Klub był wzorowym przykładem zarządzania. Robiono wszystko, aby zachęcić kaliszan do zjawiania się na meczach koszykówki, sportu mało popularnego w najstarszym mieście w Polsce. Trudno się temu dziwić, gdyż zespół istniał dopiero drugi rok. I tak stopniowo, krok po kroku udawało się zdobywać coraz większą publiczność, rozdając jej liczne upominki. Niemalże do końca wielkopolski zespół liczył się w walce o czołową czwórkę, która dawała możliwość gry o awans na zaplecze ekstraklasy. Jednak nie udało się zrealizować tego celu.

Tuż przed okresem wakacyjnym do Kalisza dotarła wiadomość o powiększeniu ligi i co za tym idzie możliwością wykupienia tzw. "dzikiej karty", która bez konieczności rozgrywania meczów pozwalała ekipie grać w pierwszej lidze. Działacze AZS szybko wzięli się do załatwiania niezbędnych dokumentów i ich komplet dostarczyli do związku. Po kilku tygodniach oczekiwań sympatycy basketu w grodzie nad Prosną mogli już cieszyć się z posiadania reprezentanta na pierwszoligowych parkietach.

Na taki obrót sprawy najwidoczniej przygotowani były władze klubu. Na specjalnie przygotowanych obozach, które odbywały się jeszcze w momencie, kiedy nie wiadomo było gdzie zagra AZS, trener Marek Białoskórski mógł obserwować zawodników, chcących występować w drużynie, oceniając ich umiejętności pod względem pierwszej i drugiej ligi. W ostateczności szkoleniowiec skompletował ciekawy skład oparty na młodych zawodnikach połączonych z doświadczonymi graczami miał spokojnie walczyć o miejsce w środku stawki. - Nie stawiamy przed zespołem wymagań. Chcemy wygrać wszystkie mecze przed własną publicznością. Jako beniaminek sukcesem będzie awans od fazy play-off - twierdził prowadzący zespół od najniższej klasy rozgrywkowej szkoleniowiec.

Pierwsza runda - pierwsze śliwki robaczywki

W końcu nadszedł upragniony dzień dla fanów basketu. Dwudziestego dnia września kaliszanie rozpoczęli rywalizację w sezonie 2008/2009. Pierwszy pojedynek przypadł na wyjeździe, a konkretnie w Stalowej Woli. Przez długi czas wydawało się, że AZS wygra swój pierwszy mecz, ale doświadczenie Stali wzięło górę i to na Podkarpaciu została wygrana. Na swój sukces "Akademicy" czekali tydzień. Kiedy po raz pierwszy zaprezentowali się przed własną publicznością zwyciężyli pierwszego kandydata do spadku Resovię Rzeszów. Do piątej kolejki wszystko szło zgodnie z założonym przed sezonem planem, lecz wtedy wielkopolski jedynak na zapleczu ekstraklasy zaczął grać z teoretycznie mocniejszymi ekipami.

Seria porażek zepchnęła ich w głąb ligowej stawki. Klub znalazł odpowiedzialnego za słabsze wyniki w osobie Jarosława Kalinowskiego, z którym rozwiązano kontrakt, argumentując go występami poniżej oczekiwań rozgrywającego rodem z Zielonej Góry, gdzie ostatecznie powrócił do macierzystego Zastalu. Dopiero dwie niespodziewane wygrane, najpierw u siebie z Łódzkim Klubem Sportowym, a następnie na wyjeździe z MKS Dąbrowa Górnicza pozwoliły sympatykom z optymizmem patrzeć w przyszłość. Ostatecznie pierwsza runda zakończyła się dla AZS szczęśliwi, tryumfem przed własną publicznością z innym zespołem, grającym dzięki dzikiej karcie, AZS AWF Katowice, plasując się na dwunastej lokacie w stawce szesnastu zespołów. Sportowy wynik okazał się inny niż zakładano, ale twierdzono, że w drugiej fazie sezonu zasadniczego zawodnikom z najstarszego miasta będzie grało się już łatwiej i pokażą drzemiący potencjał.

Rewanżów czas, a poprawy brak

Korzystny układ gier faktycznie dał kaliszanom nadzieje na wydostanie się z dołu tabeli. Trzy kolejne wygrane z Resovią, Zniczem i Prokomem pozwoliły myśleć o utrzymaniu. Jednak to, co kibice zobaczyli w kolejnych kolejkach nie było już tak budujące. O ile porażki ze Stalą Stalowa Wola i rewelacją rozgrywek MOSiR Krosno były wkalkulowane, to styl gry i porażka z Zastalem Zielona Góra już nie. Pierwsza połowa minimalnie należała do gospodarzy z Wielkopolski, natomiast to, co stało się z nimi w drugiej połowie było niewytłumaczalne. Zdobyli oni tylko sześć punktów w ciągu dwudziestu minut, a nie wiele brakowało, żeby żadnych punktów nie zdołali rzucić w ostatniej kwarcie meczu. Satysfakcje z wyniku miał przede wszystkim Jarosław Kalinowski, niechciany w Kaliszu zawodnik poprowadził do zwycięstwa swoich kolegów seryjnie trafiając za trzy punkty.

Do końca rozgrywek fazy zasadniczej nie było już lepiej. Akademicy wygrali jeszcze tylko jeden mecz, ponownie z łodzianami z al. Unii. Bardzo mizerny wynik czterech zwycięstw w piętnastu pojedynkach nie pozwolił drużynie marzyć o niczym więcej, niż trzynastej pozycji, która o mały włos nie została stracona. Ostatecznie, podczas kończącego rundę meczu w Katowicach AZS przegrał po raz dwudziesty i poznał swojego rywala w barażach, którymi byli właśnie katowiczanie.

Czar prysł

Jeszcze przed początkiem rewanżowych pojedynków w fazie zasadniczej na kibiców koszykówki w Kaliszu spadł poważny cios. Spotkanie, mające otwierać rywalizację w drugiej części sezonu w Kaliszu zostało przełożone, aby "wyjść na prostą organizacyjno-finansową", jak komentowane było to przez władze klubu na jej oficjalnej stronie internetowej. Nieoficjalnie zaczęto mówić o zaległościach finansowych wobec zawodników. Już pierwsze objawy braku pieniędzy można było zauważyć podczas czwartego ligowego pojedynku Akademików w sezonie. Na boisku nie widać było walki, a gracze po prostu przeszli obok spotkania. Trener nie krytykował swoich zawodników, a całą sytuację skomentował tak: Ja nie dziwie się chłopakom. Przyczyny porażki są w dużej mierze pozasportowe.

Z czasem ucichły głosy o kłopotach kaliszan, ale to wcale nie znaczyło ich końca. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia dość całej zaistniałej sytuacji miał już Jakub Dryjański, jeden ze skuteczniejszych graczy, notujący średnio dziesięć punktów na mecz. Od gry w pierwszej lidze zawodnik wolał występy na trzecioligowych parkietach. Sezon zakończył w UKKS Leszno. - Cele przed sezonem były zupełnie inne, ale spore problemy finansowe pokrzyżowały ambitne plany. Niestety, tak jest w obecnym sporcie. Zawsze pieniądz wiąże się z wynikiem i kiepska sytuacja zespołu wiąże się z tym - podczas rozgrywek sytuację swojej ekipy komentował Michał Krajewski, rozgrywający kaliskiej drużyny.

Walka o utrzymanie, czyli "akademickie" pojedynki koszmarem Kalisza

Do pojedynków o utrzymanie w pierwszej lidze stanęło sześć najsłabszych zespołów. Los chciał, że miejsce trzynaste i czternaste zajęły dwa AZS'y. Wyższą lokatą mógł pochwalić się ten kaliski, dlatego pierwsze mecze odbyły się w grodzie nad Prosną. Jak się okazało decydujący dla losów rywalizacji było pierwsze spotkanie. Mimo wysokiej przewagi kaliszanie musieli uznać wyższość rywali. Dzień później lepsi okazali się Wielkopolanie, ale remisowy rezultat przed starciami na Górnym Śląsku nie wróżył dobrze.

Niestety czarny scenariusz sprawdził się i dwoma zwycięstwami katowiczan zakończyły się trzeci i czwarty mecz w fazie play-out. Szczególnie dramatyczny przebieg miał, jak się później okazało, ostatni pojedynek, w którym do wyłonienia zwycięscy potrzebna była dogrywka. W trakcie dodatkowego czasu dwa "oczka" więcej zdobyli gospodarze i to oni mogli cieszyć się z pozostania w pierwszej lidze. Niewątpliwym "katem" kaliszan w całej rywalizacji okazał się Artur Donigiewicz, który w każdym meczu był najlepszym zawodnikiem na parkiecie, notując dwudziestopunktowe zdobycze.

Przyszłość…

Nieudany sezon może być popularnie zwanym "gwoździem do trumny" młodego klubu. Władze klubu podkreślają, że do kolejnego sezonu przystąpią, gdy wszystkie zaległości finansowe zostaną uregulowane. - Mamy prawo zagrać w II lidze i chcielibyśmy z tego prawa skorzystać - mówi Jarosław Jasiukiewicz, wiceprezes AZS PWSZ OSRiR Kalisz ds. organizacyjnych. - Jednak warunkiem niezbędnym jest wyprostowanie spraw organizacyjno-finansowych, które nawarstwiły się w zakończonym właśnie sezonie. Czy te działania mają szanse powodzenia, dziś zdecydowanie za wcześnie wyrokować. Zrobimy jednak wszystko żeby tak się stało i żeby z "czystą" kartą przystąpić do kolejnych rozgrywek - stwierdził.

Teraz można jedynie gdybać, co byłoby, gdyby AZS sportową drogą kroczył do pierwszej ligi. Można odnieść wrażenie, że gra na zapleczu ekstraklasy przerosła wszystkich, zaczynając od działaczy, a kończąc na samych zawodnikach. Mimo wszystko kibice związani z klubem mają nadzieję, że wszystko da się naprawić i w sezonie 2009/2010 kaliszanie rozpoczną marsz ku powrotowi do pierwszej ligi.

Komentarze (0)