W niedzielę Martynas Gecevicius dotarł do Zielonej Góry, a w poniedziałek odbył pierwszy trening z nową drużyną. - Jestem szczęśliwy, że dołączyłem do takiego klubu. Przez jakiś czas szukałem zespołu i jestem zadowolony, że tak to się wszystko skończyło. Dam z siebie wszystko, by pomóc drużynie w wygrywaniu. Na boisku jestem graczem, dla którego najważniejszy jest zespół. Nie jestem samolubnym koszykarzem. Oprócz rzutów za trzy punkty, lubię grać akcje pick and roll. Potrafię wiele rzeczy - powiedział Gecevicius.
W sezonie 2016/2017 Gecevicius był zawodnikiem Tecnyconty Saragossa, a w ostatnim czasie pozostawał bez klubu. Dlaczego? - Trzeba pytać mojego agenta. Przez ten czas miałem kilka ofert, ale nie były wystarczająco korzystne. Wspólnie zadecydowaliśmy, że jeszcze poczekamy, co okazało się dobrym rozwiązaniem. Teraz miałem kilka ofert, ale propozycja ze Stelmetu BC była najlepsza pod każdym względem. Najważniejszą rzeczą była możliwość gry dwóch meczów w tygodniu. W ostatnich dwóch sezonach trochę zaryzykowałem, wybierając zespół, który rozgrywał tylko jedno spotkanie tygodniowo. Ja jednak bardziej lubię więcej grać - wtedy jestem w lepszym rytmie - wytłumaczył Gecevicius.
Początkowo Stelmet BC nie planował wzmocnień składu. Aktywność na rynku transferowym wymusiła kontuzja Borisa Savovicia oraz kłopoty zdrowotne Thomasa Kelatiego. - Kelati ma swoje lata, a w ten sezon już wszedł z pewnym obciążeniem. Z drugiej strony doszedł nam problem z Savoviciem i w tym momencie z 10 zawodników mamy 8,5 gracza. Decyzja była prosta: szukamy zawodnika, który nam coś da. Nie chodziło nam o to, by zatrudnić gracza na średnim poziomie, by tylko coś podreperować. Szukaliśmy koszykarza z odpowiednią jakością. Przeszukaliśmy rynek, dostaliśmy kilka ofert, w tym zawodników z najwyższej półki. Martynas zgodził się na naszą propozycję, trafiliśmy w punkt z jego oczekiwaniami. Gra dla drużyny. Nie potrzebowaliśmy kolejnego lidera, który będzie chciał sobie podporządkować zespół. Ambicja to ważna cecha, ale nie może być cechą podstawową - skomentował Janusz Jasiński.
Należy się spodziewać, że po zakontraktowaniu Geceviciusa, skróci się czas gry Filipa Matczaka. Dla właściciela mistrzów Polski priorytetem jest jednak dobro drużyny. - Stelmet BC nie jest drużyną, od której nie wymaga się wyników. Po trzech porażkach na wyjeździe w mediach zrobiła się taka zadyma, jakby to był koniec świata. Nie mamy marginesu błędu jak inne zespoły. Wymagają tego od nas dziennikarze i kibice. Brutalnie powiem, że nie możemy orientować się na interes jednego zawodnika - musimy skupiać się na interesie drużyny. Tego od nas wszyscy wymagają. Jeśli nie osiągniemy celów, to będziemy mieli problemy: ze strony miasta, sponsorów - dodał Jasiński.
ZOBACZ WIDEO: Ogromny projekt Kusznierewicza. Cały świat będzie podziwiał Polaków
Na raz obrazil Kelatiego i olal na cieplo Matczaka.
Dubelek w „jednym” zdaniu.