NBA: thriller w Portland. Lillard za trzy na zwycięstwo! Warriors pokonali Spurs

PAP/EPA / KYLE TERADA / Damian Lillard
PAP/EPA / KYLE TERADA / Damian Lillard

Damian Lillard ma nerwy ze stali. Trafił niesamowity rzut w ostatnich sekundach i zapewnił Portland Trail Blazers zwycięstwo 113:110. Golden State Warriors pokonali natomiast San Antonio Spurs.

Ten mecz z pozoru zapowiadał się arcyciekawie, w praktyce San Antonio Spurs bez swoich dwóch podstawowych zawodników nie mieli zbyt dużych szans na korzystny wynik. I faktycznie, ten brak odcisnął swoje piętno. Chociaż pierwsza kwarta padła łupem podopiecznych Gregga Popovicha w stosunku 33:24, tak reszta spotkania była podyktowana przez koszykarzy Golden State Warriors. Grę obrońców tytułu nakręcali Stephen Curry, Klay Thompson i Kevin Durant. Całe trio spisało się bardzo dobrze.
[ad=rectangle]
Goście z Oakland wyszli na pierwsze prowadzenie na początku trzeciej kwarty, kiedy za trzy trafił Durant. Było wówczas 60:57. Spurs ambitnie trzymali jeszcze dystans do przeciwników, ale decydująca odsłona potwierdziła to, co zaczęło się kształtować wcześniej. Warriors zwyciężyli tę odsłonę 28:14, a całe spotkanie 112:92.

Brak Tony'ego Parkera i Kawhiego Leonarda to dla Teksańczyków spory problem. Absencje tego drugiego można odczuć w defensywie, gdzie zawsze był mocnym punktem zespołu. Gregg Popovich na antenie TNT przyznał, że Leonard może wrócić do gry w przeciągu najbliższych trzech tygodni. Lider Spurs opuścił już cały okres przedsezonowy i pierwsze osiem meczów sezonu zasadniczego z powodu kontuzji mięśnia czworogłowego.

LaMarcus Aldridge starał się z całych sił. L-Train wywalczył 24 punkty i zebrał 10 piłek, Kevin Anderson dodał 16 "oczek", lecz mistrzom NBA z 2014 roku zabrakło wsparcia zawodników rezerwowych. - LaMarcus był wspaniały. Gra tak w każdym meczu. Jego wytrwałość, skupienie, to można podziwiać. Jak zawsze wykonał świetną robotę - chwali swojego podopiecznego Popovich. Gorzej spisali się jednak Manu Ginobili czy Rudy Gay. Co ciekawe, trener Spurs w czwartej kwarcie został wyrzucony z parkietu po tym, jak kwestionował jedną z decyzji sędziów.

Golden State Warriors trafili w całym meczu aż 14 na 28 oddanych rzutów zza łuku, Thompson miał w tym elemencie 5 na 8 i zdobył ostatecznie 27 punktów. Stephen Curry dorzucił 21 "oczek", osiem zbiórek, cztery asysty i trzy przechwyty w 32 minuty, a cenne 24 punkty uzbierał Kevin Durant. Problemy rywalom sprawiał też Draymond Green, autor siedmiu kluczowych podań.

Dla obu zespołów było to pierwsze spotkanie od zeszłorocznych finałów Konferencji Zachodniej. - Rozmawialiśmy dziś właśnie o tym z Kevinem na ławce. Trudno jest cały czas żyć z dnia na dzień i patrzeć w przyszłość, wyczekiwać kwietnia, maja czy czerwca. Aczkolwiek analizując doświadczenia z zeszłego roku czy sprzed trzech lat, zaczynasz rozumieć, czego potrzeba, aby wspiąć się na szczyt. Mimo wszystko w każdym meczu możesz dowiedzieć się czegoś o sobie i systematycznie budować wspaniałe nawyki, które zaprowadzą cię do mistrzostwa - mówi Curry.

Niesamowity Damian Lillard o nerwach ze stali. Portland Trail Blazers 18 sekund przed końcem meczu prowadzili z LA Lakers 110:107, wtedy za trzy trafił Kentavious Caldwell-Pope i doprowadził do wyrównania. Trener Terry Stotts poprosił o przerwę. Piłka powędrowała w ręce Lillarda, lidera drużyny, a ten miał się zająć resztą. I zajął.

27-latek wykonał swój charakterystyczny zwód, wyszedł w górę i wprawił w euforię liczącą ponad 19 tysięcy kibiców halę Moda Center. Nic nie zaradził nawet mierzący 206 centymetrów Brandon Ingram. Lillard trafił za trzy. Goście z Hollywood mieli jeszcze 0,7 sekundy, ale nie zdołali oddać już skutecznego rzutu.

Portland Trail Blazers triumfowali w dramatycznych okolicznościach 113:110, a bohater miejscowych zdobył w sumie 32 punkty, trafiając wszystkie 14 oddanych rzutów osobistych. Obecny bilans drużyny ze stanu Oregon, to 5-4.

Wyniki:

San Antonio Spurs - Golden State Warriors 92:112 (33:24, 22:26, 23:34, 14:28)
(Aldridge 24, Anderson 16, Gasol 11 - Thompson 27, Durant 24, Curry 21)

Portland Trail Blazers - Los Angeles Lakers 113:110 (41:25, 25:37, 21:23, 26:25)
(Lillard 32, Nurkic 28, McCollum 22 - Lopez 27, Kuzma 22, Clarkson 14, Caldwell-Pope 14, Ingram 14)

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: udany "prank". Mocno przestraszyli gwiazdę

Komentarze (0)