Amerykański środkowy Asseco Prokomu Sopot, Pat Burke wśród ekspertów ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jedni wskazują, że jest koszykarzem o ogromnym doświadczeniu i zapewnia swojemu zespołowi wielką siłę w strefie podkoszowej, inni zaś punktują jego słabą defensywę i braki kondycyjne. To fakt, urodzony w Irlandii 36-letni koszykarz młodzieniaszkiem już nie jest. Lecz serce go gry ma wielkie, a przy tym doskonale wie, co jest w koszykówce najważniejsze. - Nie zależy mi na punktach czy zbiórkach. Liczy się zwycięstwo zespołu, a ja liczę, że wszyscy widzą, że staram się wygrać mecz, a nie rzucać na siłę do kosza - mówi zawodnik na łamach oficjalnej strony ligi, dodając po chwili. - Dlatego jestem zadowolony z tego jak ułożył się mecz przeciwko Anwilowi. Myślę, że wyciągnęliśmy wiele wniosków po spotkaniach ćwierćfinałowych. Przeciwko włocławianom bardzo chcieliśmy wygrać. Teraz musimy tylko utrzymać ten stan mentalny w środę i spróbować wygrać drugi raz. Wówczas będzie łatwiej - tłumaczy Burke, odnosząc się do poniedziałkowego meczu półfinału.
Czy będzie łatwiej to okaże się po środowym spotkaniu. Pewne jest jedno, pomimo bardzo okrojonego składu, Anwil walczył z Asseco Prokomem jak równy z równym i sprawił mistrzowi Polski wiele kłopotów. Gospodarze zapewnili sobie zwycięstwo dopiero w dwóch ostatnich akcjach, bo choć w trzeciej kwarcie prowadzili już różnicą dziesięciu punktów, pozwolił sobie na chwile dekoncentracji. - Zbyt wcześnie wierzymy, że jest już po meczu. Anwil to bardzo zdeterminowana drużyna, która zostawia wiele serca na parkiecie. Wykorzystali nasz moment słabości i wyszli na prowadzenie. Na szczęście ostatnie słowo należało do nas - stwierdził Burke.
Jak dotąd wszystkie mecze obu drużyn w tym sezonie rozstrzygają się w ostatnich akcjach. Według Amerykanina, żeby uniknąć kolejnej dramatycznej końcówki, należy być maksymalnie skoncentrowanym od pierwszej do ostatni minuty. - Terminarz nie pozwala na wprowadzenie jakiś poważnych nowości. Kluczem jest motywacja i podejście do meczu. Jeśli zagramy skoncentrowani, wierzę że odniesiemy drugie zwycięstwo. Obejrzymy też kasetę z nagraniem meczu i na pewno pojawią się jakieś uwagi, co nie zmienia faktu, że w play-off możemy zmienić tylko drobne detale - tłumaczy środkowy sopocian, który w poniedziałkowym spotkaniu zdobył 8 punktów i 7 zbiórek, lecz tak naprawdę o jego dobrej postawie można mówić ze względu na inny element. Otóż Amerykanin wymusił aż cztery faule na Paulu Millerze, jedynym centrze włocławskiej ekipy. Kiedy Millera zabrakło na parkiecie na pięć minut przed końcem, Asseco Prokom szybko odrobił straty i zwyciężył ostatecznie różnicą sześciu oczek.