Po serii ośmiu meczów na wyjazdach GTK Gliwice w końcu zadebiutowało w domu. Do pełni szczęścia zabrakło w starciu z Anwilem Włocławek tak naprawdę "tylko" sprawienia niespodzianki.
- Rywale zagrali na poziomie swojego potencjału. My staraliśmy się im dotrzymać kroku, ale udało się to tylko w pierwszej kwarcie. Potem zaczęliśmy popełniać coraz więcej prostych błędów, które Anwil wykorzystywał - mówi Paweł Turkiewicz, trener GTK.
Gliwiczanie weszli w mecz nieźle. Po pierwszej kwarcie Anwil prowadził tylko 21:20. Potem jednak przewaga Rottweilerów rosła, a ich zwycięstwo nawet przez moment nie było zagrożone. - Przewaga rywali powiększała się małymi kroczkami. Nasze proste, niewymuszone straty dawały rywalom łatwe punkty z kontry - dodaje Turkiewicz.
Obok strat gospodarze mieli też ogromne problemy ze skutecznością na dystansie. W całym meczu wykorzystali zaledwie 4 z 22 prób zza linii 6,75. Trio strzelców Jonathan Williams, Quinton Hooker i Damian Pieloch wykorzystali zaledwie 1 z 14 rzutów. - Nie wiem czym to spowodowane, ale na swojej hali przeciwnik w rzutach z dystansu ma prawie 50 procent, a my 18. Gracze, którzy mieli u nas rzucać, swoich prób nie wykorzystywali - mówi Turkiewicz. - Mam nadzieję i wierzę w to, że w najlepszych meczach będzie zdecydowanie lepiej.
Dla porównania gracze Anwilu wykorzystali 10 z 22 prób, co dało im 46 procent skuteczności.
ZOBACZ WIDEO: Czesław Lang: Musimy rozwiązać zarząd i wybrać nowych ludzi. Naszymi problemami interesują się za granicą