Ostatni raz, kiedy Cavaliers mierzyli się z Wizards, ci pierwsi wygrali w stolicy USA dzięki 57 punktom LeBrona Jamesa. Trener Czarodziei, Scott Brooks żartował przed niedzielnym meczem z winno-złotymi: - 56 byłoby całkiem poprawnym wynikiem dziś wieczorem. Mam dużo szacunku dla trenera Tyronna Lue, ale myślę, że podejmie złą decyzję, jeśli nie usadzi dziś na ławce LeBrona i nie da mu odpocząć. Grają dzień po dniu, prawda? Nasi fani widzieli już 57 punktów w jego wykonaniu, nie muszą widzieć już nic więcej.
Ale gdy obie drużyny wyszły na parkiet, żartów już nie było. Końcowy wynik rozstrzygał się w czwartej kwarcie. Jeszcze w końcówce trzeciej odsłony był remis po 83, lecz Cavaliers wrzucili wyższe obroty w decydującym momencie i ostatecznie triumfowali 106:99. Dla nich to 18 zwycięstwo w 19 ostatnich meczach. Czterokrotny MVP zdobył 20 punktów, 12 zbiórek oraz 15 asyst, co dało mu trzecie triple-double z rzędu, ale LeBron wcale nie był zadowolony ze swojej postawy.
- Dziś szczerze mówiąc grałem dość źle, nie byłem tak silny z piłką. Popełniłem też sześć strat, kilka razy zwlekałem zbyt długo z pozbyciem się piłki. Moi koledzy wykonali świetną robotę, ratując mnie i wynik meczu - mówi James. Kevin Love uzbierał 25 "oczek" i zebrał dziewięć piłek, a Jeff Green miał 15 punktów.
To właśnie Love, pomimo samokrytyki Jamesa, nie szczędził komplementów w jego stronę. - On po prostu wpływa na naszą grę na tak wiele sposobów, stwarza także wiele sposobności dla innych chłopaków. Odpowiednio nas ustawia, kreuje jak najlepsze pozycje. Jest naszym przywódcą i liderem.
Washington Wizards prezentowali się dobrze do momentu rozpoczęcia czwartej kwarty. Co można uznać za przyczynę ich niepowodzenia? Jednym z czynników na pewno był brak skuteczności. Bradley Beal rzucił 27 punktów, ale miał tylko 10 na 27 z gry, w tym 4 na 13 zza łuku. John Wall zapisał przy swoim nazwisku 15 "oczek", 10 zbiórek i sześć asyst, lecz umieścił w koszu 6 na 16 wykonanych prób. Marcin Gortat spędził na parkiecie 24 minuty, a w tym czasie zdobył siedem punktów i miał dziewięć zbiórek. Polak wykorzystał 3 na 5 rzutów z pola, ale też zaledwie 1 na 4 osobiste.
Świetnie z ławki spisywał się Mike Scott, który tak później komentował przebieg spotkania:- Przeciw tak świetnemu zespołowi, musisz być ostry przez całe spotkanie. W czwartej kwarcie nie byliśmy odpowiednio zawzięci w ofensywie, a oni konsekwentnie grali i wykańczali swoje akcje - mówi zdobywca 19 punktów. Wizards plasują się obecnie na ósmym miejscu w Konferencji Wschodniej. Cavaliers (23-8) są bliscy, aby dognić Boston Celtics (25-7)
Sacramento Kings postawili opór Toronto Raptors. Goście z Kalifornii do przerwy prowadzili 63:61, a szalony rzut z połowy w ostatnich sekundach drugiej kwarty trafił George Hill. Ten najwyraźniej podrażnił Kanadyjczyków, bo po zmianie stron do głosu doszli już podopieczni Dwane'a Caseya. Trzecia partia zakończyła się wynikiem 22:14, Raptors przejęli kontrole i ostatecznie triumfowali 108:93.
DeMar DeRozan dał znał do ataku, zdobył w sumie 21 punktów, a cenne 13 "oczek" i 16 zbiórek dodał Litwin, Jonas Valanciunas. Drużyna z Kanady może aktualnie pochwalić się bilansem 20-8, który daje im trzecie miejsce w Konferencji Wschodniej, a przeciwko rywalom z Zachodu, mają imponujące 11-4.
- Uważam, że w drugiej połowie graliśmy trochę wolnej. Obie drużyny powiedziały sobie w przerwie na pewno coś w stylu: nie możemy zrezygnować, przecież rzuciliśmy już 60 punktów. My byliśmy wolniejsi - komentuje trener Kings, Dave Joerger.
- Niezależnie od zespołu, kiedy pozwalasz rzucać mu na 61-procentowej skuteczności, jest to zbyt wysoki wynik. W drugiej połowie ograniczyliśmy skuteczność przeciwników do 31-procent, co jest godne podziwu, ale nie możemy igrać z ogniem - mówi z kolei opiekun Dinozaurów, Dwane Casey.
W drużynie Królów świetnie spisywał się Bogdan Bogdanović. Serb rzucił rywalom 18 "oczek", trafił 5 na 7 "trójek" i miał pięć asyst. Vince Carter kiedy opuszczał parkiet w końcówce spotkania, otrzymał od fanów z Kanady owacje na stojąco. Dla niego było to najprawdopodobniej ostatnie spotkanie w miejscu, gdzie spędził blisko siedem lat swojej kariery.
Detroit Pistons i Indiana Pacers zwyciężyli swoje mecze, a pomiędzy nimi trwa ciekawa walka. Oba zespoły legitymują się identycznym bilansem (17-13) i zajmują odpowiednio czwarte i piąte miejsce w tabeli, tuż za Toronto Raptors, Cleveland Cavaliers i Boston Celtics.
Tłoki uporały się z Orlando Magic, chociaż ci zanotowali serię 19-0 w czwartej kwarcie, a Pacers, prowadzeni przez Victora Oladipo (26 punktów) nie mieli problemów, żeby pokonać Brooklyn Nets i uczynili to w stosunku 109:97. Co warte podkreślenia, Pistons triumfowali 114:110, a w tym spotkaniu zaaplikowali przeciwnikom aż 17 skutecznych rzutów zza łuku - to wyrównanie klubowego rekordu.
Wyniki:
Toronto Raptors - Sacramento Kings 108:93 (35:30, 26:33, 22:14, 25:16)
(DeRozan 21, Lowry 16, Powell 14 - Bogdanovic 18, Temple 18, Hill 16, Cauley-Stein 12)
Detroit Pistons - Orlando Magic 114:110 (36:23, 24:20, 36:36, 18:31)
(Bullock 20, Jackson 17, Harris 17, Tolliver 17, Drummond 12 - Hezonja 28, Vucevic 24, Simmons 23)
Brooklyn Nets - Indiana Pacers 97:109 (29:28, 19:31, 24:21, 25:29)
(Crabbe 17, Acy 14, LeVert 14, Harris 14, Zeller 13 - Oladipo 26, Sabonis 17, Turner 16)
Washington Wizards - Cleveland Cavaliers 99:106 (23:27, 37:33, 23:23, 16:23)
(Beal 27, Scott 19, Wall 15 - Love 25, James 20, Green 15)
ZOBACZ WIDEO Sebastian Rubin: w zarządzie PZKol powinny być kobiety