Wspomnianą kontuzją, której doznał Jabari Parker, było zerwanie więzadła przedniego w lewym kolanie. Jest to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą dotknąć sportowców, gdyż powrót do gry po takim urazie trwa zwykle minimum 6 miesięcy, ale w większości przypadków przerwa wydłuża się nawet do roku.
Nic zatem dziwnego, że skrzydłowy Milwaukee Bucks mógł się czuć załamany. Tym bardziej, że do momentu zdarzenia rozgrywał naprawdę bardzo dobry sezon. Był pewnym i ważnym elementem zespołu dowodzonego przez Jasona Kidda. Średnio notował 20 punktów, nieco ponad 6 zbiórek i prawie 3 asysty. Dobrze rzucał z dystansu (36 proc. za trzy).
Dramat był tym większy, że 22-latek doznał tej samej kontuzji po raz drugi w karierze. Wcześniej nabawił się jej w debiutanckich rozgrywkach. Powoli zbliża się jednak powrót do gry zawodnika Bucks. - Koszykówka jest moją świętością. Uwielbiam ten aspekt, że znów mogę grać. Akceptuję to, przez co przeszedłem. Trzymam się naprawdę dobrze - dodał.
W kwestii jego powrotu na parkiety NBA, dokładna data na razie nie jest określona. Nikt nie zamierza bowiem niczego przyspieszać w tym przypadku. Wszystkim w Milwaukee zależy na tym, aby Parker wrócił do gry na wysokich obrotach i był faktycznym wzmocnieniem zespołu na lata. Nie tylko na "jakiś czas". Właśnie dlatego zastosowanie znajduje tutaj metoda małych kroków, wobec czego 22-latek został wysłany do zespołu G-League, Wisconsin Herd.
Ma to pomóc w odbudowie formy i powrocie do rytmu meczowego, co jest teraz Jabariemu niezwykle potrzebne po 10 miesiącach przerwy. - Jestem na końcu tunelu. Widzę światło i jest to naprawdę miłe - powiedział Parker. Jego powrót do rywalizacji w NBA nie nastąpi jednak wcześniej niż dopiero w drugiej połowie lutego. W tej chwili Bucks posiadają bilans 16-13 i zajmują 5. miejsce w swojej konferencji.
ZOBACZ WIDEO Wilfredo Leon już chce mówić po polsku. "Wywiadem w naszym języku zaskoczył wszystkich"