Ważne piąte starcie - zapowiedź meczu Asseco Prokom Sopot - Anwil Włocławek

Po czterech półfinałowych meczach między Asseco Prokomem Sopot a Anwilem Włocławek jest remis 2-2. Póki co, w tej parze triumfowali tylko gospodarze - najpierw dwukrotnie mistrzowie Polski, a następnie w Hali Mistrzów podopieczni Igora Griszczuka. Czwartkowe spotkanie rozegrane zostanie w Sopocie, więc według prawideł serii, wygrać powinien zespół Tomasa Pacesasa.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Asseco Prokom Sopot pewny swego przyjechał na Kujawy po dwóch zwycięstwach u siebie. Dysponujący szerszą ławką rezerwowych, mający w swoim składzie gwiazdy europejskiego czy nawet światowego formatu, a także szczęśliwie rozgrywający końcówki spotkań, zespół mistrza Polski chciał wyrwać nie tylko jedno zwycięstwo, ale i gdyby była taka możliwość - zakończyć całą serię. Tak też typowało przed rozpoczęciem półfinału wielu fachowców. Anwilowi, grającemu w siedmiu zawodników, dawano szanse zwycięstwa w co najwyżej jednym meczu. Tymczasem włocławianie już w Sopocie pokazali charakter drużyny, która walczy o każdą piłkę i nie zamierza się poddawać nawet w obliczu wielkich problemów kadrowych.

To zaś, co się nie udało nad polskim morzem, udało się w Hali Mistrzów. Anwil dwukrotnie pokonał sopocian i wyrównał stan rywalizacji. Zapewnił sobie również coś, czego nie można zobaczyć w statystykach, a co na parkiecie może mieć bardzo duże znaczenie, mianowicie - przewagę psychologiczną. - Wszystko zaczyna się od nowa, ale teraz trudniej będą mieli rywale, ponieważ presja ciąży na nich. To oni muszą się teraz martwić co zrobić, aby nie przegrać trzeciego meczu z rzędu- tłumaczy Andrzej Pluta, który mimo 35 wiosen na karku (urodziny obchodził w niedzielę) nadal błyszczy w najważniejszych meczach rozgrywek. W dwóch spotkaniach we Włocławku zdecydowanie wybił grę z głowy Davidowi Loganowi. W Sopocie Amerykanin zdobył łącznie 45 punktów, notując pięćdziesięcioprocentową skuteczność. We Włocławku punktów było tylko 27, a i skuteczność spadła do 37 procent.

Sam koszykarz twierdzi, że nadal odczuwa skutki feralnego upadku na plecy i łokieć pod koniec drugiego meczu w Hali 100-lecia. Amerykanin leżał wówczas przez chwilę na parkiecie, lecz adrenalina i emocje w końcówce spowodowały, że powrócił do gry. Teraz jednak widać, że rzutowo koszykarz wyraźnie nie jest sobą. Na szczęście dla trenera Tomasa Pacesasa, Logan to taki typ gracza, który może nie być widoczny przez całe spotkanie, a i tak znajdzie się we właściwym miejscu i czasie, kiedy drużyna będzie potrzebowała tego najbardziej.

Póki co jednak, rolę tego, który oddaje najważniejsze rzuty i który bierze na siebie ciężar gry pełni Qyntel Woods. Były zawodnik m.in. Portland Trail Blazers od pierwszego meczu w ćwierćfinale prezentują niesamowitą formę, a to, co zaprezentował w poniedziałek w Hali Mistrzów, przeszło wszelkie wyobrażenia. Przy prowadzeniu włocławian dwudziestoma punktami, Amerykanin oddał celny rzut za trzy. A potem drugi, trzeci i czwarty, w międzyczasie skutecznie wchodząc pod kosz. Ogółem uzbierał 35 punktów i był bardzo blisko wyrwania pewnego, wydawałoby się, zwycięstwa Anwilu. - W czwartej kwarcie czułem się pewnie, gdyż zwietrzyliśmy szanse na zwycięstwo. Anwil coraz bardziej opadał z sił i nie trafiał kolejnych rzutów - tłumaczył po spotkaniu najlepszy zawodnik Asseco Prokomu, który pomimo dwóch porażek, nadal jest pewny swego. - Oczywiście to my wygramy całą serię. Co do tego nie ma większych wątpliwości. Pytanie jest czy wygramy ją 4-2 czy tylko 4-3.

Zwycięzca całej serii będzie znany być może już za dwa mecze. Historia pokazuje, że kto wygrywał piąty mecz, zawsze wygrywał również cały półfinał. Kiedy Anwil sięgał po swoje jedyne mistrzostwo w historii, w piątym meczu w Sopocie pokonał gospodarzy 69:59. Gdy wielokrotnie w rywalizacji pomiędzy tymi dwoma zespołami triumfowali sopocianie, również za każdym razem wygrywali piąty mecz.

Mimo ostatnich dwóch triumfów podopiecznych trenera Igora Griszczuka, i tak faworytem pozostaje zespół Asseco Prokomu. Głównie za sprawą wspomnianych Woodsa i Logana, którzy grając na swoim najwyższym poziomie, są poza zasięgiem kogokolwiek w Polsce. Jednakże warto odnotować również fakt, że w ostatnich meczach coraz lepiej radzi sobie, przynajmniej w ataku, Pat Burke, ważne punkty daje Filip Dylewicz, a celne trójki Daniel Ewing. Anwil jak zwykle przeciwstawić może tylko, albo aż, walkę do ostatnich sekund oraz skuteczną, zmienną defensywę, tak charakterystyczną dla półfinałowych meczów.

- W tym sezonie jeszcze nie udało nam się wygrać w sopockiej hali. Już w pierwszych dwóch meczach półfinału byliśmy blisko, ale zabrakło trochę szczęścia. Wierzę jednak, że w koszykówce wygrywa się zespołem, a jednostka niewiele znaczy. My budowaliśmy atmosferę w drużynie cały sezon i teraz zbieramy owoce - rozważa przed czwartkowym spotkaniem Pluta. Dylewicz z kolei opowiada co należy zrobić, by pokonać włocławian. - Zdajemy sobie sprawę, że mamy spore problemy z obroną typu pick and roll. Musimy nad tym popracować, gdyż atak Anwilu opiera się głównie na tym elemencie. Jeśli to zatrzymamy - wówczas wygramy.

Piąty mecz półfinału play-off pomiędzy Asseco Prokomem Sopot i Anwilem Włocławek zostanie rozegrany w czwartek, o godz. 20:00 w Sopocie. Bezpośrednią transmisję ze spotkania przeprowadzi TVP Sport.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×