Zawody lepiej rozpoczęli włocławianie, którzy w ciągu... 90 sekund rzucili trzy trójki i prowadzili 9:0. Trener Andrej Urlep wziął przerwę na żądanie i jego zespół wrócił na dobre tory.
Zwłaszcza w drugiej połowie gra mistrzów Polski mogła się podobać. Zielonogórzanie byli świetnie dysponowani rzutowo, trafiając aż 14 z 26 rzutów z dystansu. Sześć "trójek" było autorstwa Martynasa Geceviciusa. Swoje dołożyli Łukasz Koszarek (22 punkty, 6 zbiórek, 5 asyst) i Thomas Kelati (16 pkt).
- Anwil znakomicie wszedł w mecz, trafili trzy rzuty z dystansu i szybko objęli prowadzenie, ale my pokazaliśmy charakter i potrafiliśmy wrócić do gry. Zaczęliśmy lepiej bronić, w drugiej połowie mieliśmy dobrą skuteczność, wypracowaliśmy przewagę i dlatego udało nam się wygrać - mówi Andrej Urlep, szkoleniowiec Stelmetu Enei BC Zielona Góra.
Słoweniec tonuje jednak hurraoptymizm. Podkreśla, że pokonanie lidera Energa Basket Ligi to dopiero drugi krok w warszawskim turnieju. Ten najważniejszy trzeba postawić w niedzielnym finale. Rywalem będzie Polski Cukier Toruń (początek 17:45). - Jesteśmy daleko od tego, żeby cokolwiek świętować. Mamy przed sobą jeszcze jeden mecz - przyznaje Urlep.
Szkoleniowiec Stelmetu Enei BC nie boi się o przygotowanie fizyczne swoich zawodników. W sobotę skorzystał z 10 graczy. Na boisku nie pojawili się Filip Matczak i Edo Murić. Zwłaszcza brak tego drugiego był dużym zaskoczeniem, bo to przecież mistrz Europy ze Słowenią, do niedawno zawodnik euroligowego Anadolu Efes Stambuł.
- Fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani do tego meczu. Mamy szeroką rotację i wierzę, że zawodnicy wrócą do pełnej dyspozycji - ocenia Andrej Urlep.
ZOBACZ WIDEO 20-latek kapitalnie przymierzył z dystansu - skrót meczu Udinese - AS Roma [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]