Kalifornia zawsze miała swojego wielkiego przedstawiciela w NBA. W historii rozgrywek najgłośniej było o Los Angeles Lakers, którzy 16 razy zdobywali mistrzostwo ligi. Od kilku lat pałeczkę przejęli Golden State Warriors. Zbudowali gigantyczny skład i pokazują nieosiągalną koszykówkę dla innych ekip.
Skąd wziął się dream team?
Z drużyny ogrywanej niemal przez wszystkich stali się najlepszym zespołem w lidze. Początek XXI wieku był dla nich jednak koszmarem. Kibice cierpieli, bo ich ekipa pozostawała nijaka. Wojownicy nie odgrywali żadnej większej roli w NBA.
Warriors byli nieco w cieniu wielkiej koszykówki. Ich spotkania rzadko pojawiały się w ogólnokrajowych transmisjach. Dla fanów zespołu sam awans do play-off był jak spełnienie największego marzenia. W zatoce San Francisco nikt nie przypuszczał, iż za kilka lat ich pupile będą najlepszym zespołem na świecie.
Przełomową datą dla klubu z Kalifornii okazał się 25 czerwca 2009 roku. To właśnie wtedy Stephen Curry został wybrany w pierwszej rundzie draftu z numerem 7 przez Golden State Warriors.
Wtedy nie było oczywiste to, że Wojownicy dokonali najlepszego wyboru w historii. - Jego matka dopytywała Steve'a Kerra, czy syn w ogóle ma szansę trafić do NBA - czytamy w książce "Potrójne oblicze", czyli autobiografii Curry'ego.
Perełka wśród gwiazd. Żyjemy w erze Curry'ego
W koszykówce za oceanem mieliśmy wiele wybitnych postaci. Wszyscy doskonale pamiętają erę Michaela Jordana czy złote czasy Los Angeles Lakers z Kobe Bryantem i Shaquillem O'Nealem na czele. Wielkie piętno na koszykówce odcisnął również LeBron James, który przez wielu ekspertów nazywany jest tym najwybitniejszym. Wyniki w ostatnich latach wyżej stawiają Curry'ego.
Jego styl gry dosłownie zrewolucjonizował koszykówkę. Z roku na rok drużyna rosła w siłę, a od sezonu 2011/2012 nieprzerwanie pojawia się w play-offach. Większe sukcesy rozpoczęły się w 2015 roku. W ciągu ostatnich trzech lat, drużyna dwukrotnie wygrała NBA, przy czym raz musiała uznać wyższość Cleveland Cavaliers.
- Niejako wyznaczyliśmy standard doskonałości w lidze. To niesamowite, kiedy się pomyśli o utrzymaniu wysokiego poziomu przez tak długi okres czasu - mówi Curry.
Ojcowie sukcesu
Oprócz Curry'ego, fundamentalnymi postaciami zespołu byli zawsze Klay Thompson oraz Draymond Green. Pierwszy, niczym kiler, niszczy rywali rzutami z dystansu. Drugi jest człowiekiem od "czarnej" roboty.
- Razem dorastaliśmy. Kiedy przyszedłem do ligi Steph nie był tym zawodnikiem jakim jest obecnie. Klay nie był obecnym Klayem. Ja z pewnością nie grałem na takim poziomie jak teraz. W moim pierwszym sezonie przegraliśmy w drugiej rundzie, a w następnym odpadliśmy w pierwszej. Od tego zaczęliśmy - podkreśla Green.
Do wielkiej trójki dołączył w 2016 roku Kevin Durant. - Oni będą rzucać po 200 punktów na mecz - tweetował wówczas Marcin Gortat. 29-latek nie podjął jednak decyzji błyskawicznie. Zanim przeprowadzono wielki transfer, musiał zyskać pewność, że Curry chce go w swoim zespole.
ZOBACZ WIDEO Talent na miarę Adama Małysza zmarnowany? "Nagle facet zniknął"
Decyzja Stephena była zdecydowanie na "tak". Gwiazdor stanął na czele delegacji Warriors, która pojechała, aby przekonać Duranta do przeprowadzki.
Znakomitych wyników zespołu nie byłoby bez fachowca przez duże "F". W 2014 roku właściciel GSW zatrudnił debiutanta, Steve'a Kerra, który po zakończeniu kariery a to uczył się fachu, a to "dorabiał" jako analityk w stacjach telewizyjnych. Dla wszystkich był jednak wielką zagadką. Niepotrzebnie. To był strzał w dziesiątkę. Pod jego wodzą Curry został liderem z prawdziwego zdarzenia, a Klay Thompson i Draymond Green stali się gwiazdami ligi.
Jest wiele gór do zdobycia
Sukces Golden State Warriors to praca wielu ludzi, którzy byli w stanie stworzyć produkt zdolny do funkcjonowania na absolutnie najwyższym poziomie. Co najważniejsze, drużyna ma jeszcze wiele do zdobycia.
Klay Thompson ma dopiero 28 lat, a Curry i Durant po 29. Są w najlepszym momencie kariery, a na wysokim poziomie mogą grać przez wiele lat.