Każdy talent jest dla polskiej koszykówki bezcenny. Takim jest bez wątpienia Jakub Kobel, czyli wychowanek doskonałej szkoły WKK Wrocław. Rozgrywający w tym sezonie zadebiutował w I lidze i radzi sobie bardzo dobrze. Ma papiery na wielkie granie i już za kilka miesięcy powinniśmy go zobaczyć w ekstraklasie.
Jakub Artych, WP SportoweFakty: Od najmłodszych lat szkolił się pan w WKK Wrocław. To ona ukształtowała pana jako koszykarza i człowieka.
Jakub Kobel, rozgrywający Jamalex Polonii Leszno: W WKK grałem już od 9. roku życia, więc cała młodzieżówka była związana właśnie z tym klubem. Oceniam ten czas jako najważniejszy w mojej małej "karierze". Trafiłem na wybitnych trenerów, którzy nie tylko pokazali mi tajniki koszykówki, ale także wychowali. Cieszę się, że tam zacząłem grać. To profesjonalny klub, z dobrym i nowoczesnym podejściem! Sama ilość medali mistrzostw Polski, pokazuje jak znakomicie wspominam te 10 lat...
Jak wygląda typowy trening dla młodego gracza?
W podstawówce mieliśmy plan lekcji dostosowany do treningów. Był czas na naukę, wypoczynek, jak i koszykówkę.
Pogodzić szkołę z treningami mimo wszystko nie jest łatwo.
Pierwszy trener mojego rocznika, Mariusz Mazur, starał się nas pilnować i namawiać do nauki... Nieobecności na zajęciach i złe oceny skutkowały mniejszymi minutami podczas meczów. Kiedyś bardzo mi to przeszkadzało, lecz wyszło to wszystkim na dobre. Oczywiście dobre oceny i wyniki w koszykówce były odpowiednio nagradzane. Jeśli chodzi o aspekt koszykarski, w podstawówce było więcej zabawy. Chodziło bardziej o zachęcenie dzieciaków do dalszych treningów.
Gimnazjum i liceum to już inna sprawa. Treningi mieliśmy dwa razy dziennie, a do tego dochodziło więcej nauki. Ciężko było to połączyć, ale było to do zrobienia. Wielu moich kolegów z zespołu wybierało między szkołą, a koszykówką. Części udało się to połączyć, w tym mnie.
Przed sezonem trafił pan do Polonii Leszno. Było dużo ofert? Od początku zdecydowany był pan na ten klub?
Miałem parę ofert z innych klubów, lecz najbardziej odpowiadało mi Leszno. Kilka lat temu złapałem kontakt z trenerem Grudniewskim. Powiedział mi wtedy, że mnie obserwuje i będzie chciał, abym kiedyś u niego zagrał. Jak widać, dotrzymał słowa i w taki sposób nawiązaliśmy współpracę. Zależało mi na grze w Polonii, ponieważ jest tu dużo młodych graczy, bardzo fajna atmosfera i wiedziałem, że jest tam dobry trener. Szybko odnalazłem się w nowym zespole.
Ma pan świetnego nauczyciela w postaci Kamila Chanasa, który ekstraklasę zna jak mało kto.
Często wymieniamy zdania na temat różnych aspektów koszykarskich, czerpię z tego dużo przydatnej wiedzy. Kamil pomaga mi na meczach, jak i na treningach. Jako młody gracz, popełniam dużo błędów, lecz starsi koledzy są wyrozumiali. Traktują to normalnie i częściej dostaję podpowiedzi, jak unikać błędów, niż uwagi.
Paradoksalnie najlepszy czas w tym sezonie zanotował pan, kiedy kontuzjowany był Chanas. W roli pierwszego rozgrywającego z pewnością pan nie zawiódł. To dodało jeszcze więcej pewności siebie?
Myślę, że pod nieobecność Kamila, mogłem trochę więcej. Starałem się brać odpowiedzialność na siebie, bądź kreować kolegów. Dzięki temu złapałem więcej pewności siebie, która przełożyła się na kolejne mecze. Kamil powtarzał, żebym się nie bał, że teraz jest mój czas.
Trener Grudniewski rok wcześniej wypromował Szymona Kiwilszę do PLK. Rozumiem, iż chciałby pan pójść tą samą drogą?
Z Szymonem rozmawiałem przed sezonem, oceniał Polonię, jako bardzo profesjonalny klub. Trener obdarzył go dużym zaufaniem, dostał minuty i dzięki temu pokazał, że jest w stanie grać nawet w PLK. Gramy na innych pozycjach, lecz taka droga, jaką obrał Szymon, bardzo by mi odpowiadała.
ZOBACZ WIDEO Legia Honorowa dla Adama Bieleckiego i Denisa Urubki? "Jesteśmy tym trochę zawstydzeni"
Gdy rozmawiałem o panu, to słyszałem same superlatywy. Czuje pan, że może zajść naprawdę daleko w koszykówce?
Wszystko bierze się z ciężkiej pracy. Jeśli do tego dołożymy trochę szczęścia, to wydaje mi się, że będę w stanie zagrać na wysokim poziomie. Póki co skupiam się na tym co jest teraz.
Zmieńmy trochę temat, żeby nie było zbyt słodko. W których elementach Jakub Kobel musi jeszcze mocniej pracować?
Na pewno muszę się wzmocnić, ponieważ na parkietach PLK przyjdzie mi kryć szybszych i silniejszych graczy. Do tego chciałbym opanować w pełni sytuacyjne rzuty i umiejętność grania pod presją.
Gdzie widzi się pan za 3-4 lata?
Za 3-4 lata, chciałbym już rozdawać karty w PLK. Regularnie podpatruję Łukasza Koszarka w Stelmecie, w podobnym wieku zaczęliśmy grać w basket, mamy podobne parametry. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze z nim zmierzyć, a potem pójść śladem jego kariery.