Był kilkaset dolarów od Czarnych, klubu, którego już nie ma. Teraz jest jedną z gwiazd PLK

Newspix / Wojciech Figurski / Na zdjęciu: Jermaine Love
Newspix / Wojciech Figurski / Na zdjęciu: Jermaine Love

Jermaine Love trafiłby do Czarnych Słupsk, gdyby nie dziwne decyzje władz tego klubu, które wykłócały się o kilkaset dolarów w jego kontrakcie. Sytuacja ułożyła się dla Amerykanina na tyle szczęśliwie, że teraz jest jedną z gwiazd PLK.

[b]

O krok od Czarnych Słupsk[/b]

Na początku obecnego sezonu przedstawiciele Czarnych Słupsk starali się o pozyskanie nowego zawodnika obwodowego. Z racji bardzo małych możliwości finansowych pole wyboru było mocno zawężone.

Wybór padł na Jermaine'a Love'a, który miał być wsparciem dla Dominica Artisa. Styl Amerykanina pasował trenerowi Markowi Łukomskiemu, który preferuje szybką grę. Klub prowadził z jego agentem bardzo zaawansowane rozmowy. Negocjacje były praktycznie już na samym finiszu, dogadywano detale. Ale jak to często bywa... "diabeł tkwi w szczegółach".

Strony poróżniły kilkaset dolarów w skali całego 7-miesięcznego kontraktu. Amerykanin był skory do obniżenia warunków, ale władze Czarnych nie chciały negocjować. Przedstawiciele słupskiego klubu twardo stali przy swoich warunkach, mimo że tak naprawdę dysponowali... wirtualnym budżetem. W styczniu wycofali drużynę z powodu olbrzymich długów.

W miejsce Love'a do Słupska trafił wtedy Drew Brandon, który miesięcznie w Czarnych zarabiał... 1800 dolarów. Chociaż czy słowo "zarabiał" jest trafne? Chyba nie, bo klub miał olbrzymie problemy z wypłacalnością, a jego wyjazd ze Słupska na gdańskie lotnisko też już przeszedł do legend.

Trafił do Trefla, choć BM Slam Stal też pytała

Los ułożył się na tyle szczęśliwie do Love'a, że nie trafił do zespołu, który po kilku miesiącach ogłosił upadłość. W styczniu zostałby na lodzie i musiał szukać nowego pracodawcy. Ostatecznie Amerykanin trafił do Trefla Sopot, zespołu walczącego o play-off, choć miał także propozycję z BM Slam Stali. Ostrowianie wybrali jednak DJ Richardsona, ale ta decyzja nie okazała się najlepsza, bo tego gracza w Polsce już nie ma.

- Byłem już praktycznie dogadany, ale w ostatnim momencie klub się wycofał. Tak czasami się dzieje w tym biznesie, nie zamierzam z tego powodu rozpaczać. Jestem zadowolony, że trafiłem do Trefla Sopot - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.

On nie jest rozgrywającym

Love do Trefla został ściągnięty do pełnienia roli... rozgrywającego. To budziło sporo wątpliwości, bo Amerykanin w poprzednich klubach grał na pozycji rzucającego obrońcy. Mimo wszystko podjęto takie ryzyko. Eksperyment nie udał się najlepiej. Love "cierpiał", a drużyna nie miała z jego gry korzyści. - To było trudne doświadczenie - mówi koszykarz.

Jego sytuacja zmieniła się po dojściu do drużyny Obiego Trottera, którego Trefl ściągnął z ligi rumuńskiej. Love został przesunięty na pozycję rzucającego obrońcy. Momentalnie stał się ogromnym zagrożeniem dla rywali. Zdobywa średnio 13,6 punktu na mecz i jest najlepszym strzelcem Trefla.

- Całe życie grałem jako rzucający obrońca, więc na tej pozycji czuję się po prostu najlepiej. Teraz mogę pokazać w pełni swoje możliwości. Gra sprawia mi wiele radości. Mogę zdobywać punkty, ale też kreować kolegów z tej pozycji. Myślę, że taki układ jest z korzyścią dla mnie i drużyny - tłumaczy Jermaine Love.

Jego cena pójdzie do góry

Love od momentu zmiany pozycji prezentuje się wybornie. Jego grę ogląda się z dużą przyjemnością. Bezsprzecznie to jedna z gwiazd PLK. Do perfekcji opanował rzut z półdystansu po koźle. Rywale mają spore problemy z powstrzymaniem jego ofensywnych zapędów. Dużym autem Amerykanina jest skuteczność (52 procent z gry).

W tym momencie Love zarabia około czterech tysięcy dolarów. Wszystko wskazuje na to, że jego cena latem znacząco wzrośnie.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO W hicie Bayern Monachium rozbił Borussię Dortmund, trzy gole Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (2)
avatar
Marecki CS
6.04.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Panie Karolu, o jakiej to "legendzie" związanej z Brandonem pan wspomina, bo jakoś nie kojarzę. A może coś mi umknęło i nie jestem teraz "na czasie"?!