Pierwsza połowa była popisem jednego aktora. Jermaine Love grał jak z nut. Był rewelacyjnie dysponowany i po 20 minutach meczu miał na swoim koncie 23 punkty. Trafił 5 z 7 rzutów z dystansu. Na jego grę patrzyło się z ogromną przyjemnością. Amerykanin nic nie robił z tego, że krył go Ivan Almeida, jeden z lepszych obrońców w lidze.
- Natura strzelca jest taka, że jak wejdzie się w odpowiedni rytm, to zdobywanie punktów jest dużą przyjemnością. W Treflu mam to szczęście, że wokół mnie są świetni zawodnicy, którzy mają duże doświadczenie i świetnie czują grę - mówi Love.
- Na parkiecie musisz być pewny swoich umiejętności. To jest klucz do sukcesu. Nie możesz wahać się przy podejmowaniu decyzji - tłumaczy.
Po przerwie Amerykaninem zajął się Quinton Hosley. Zrobił to na tyle skutecznie, że Love zdobył tylko cztery punkty. 34-letni koszykarz udowodnił, że gra w obronie jest jego największym atutem. - Hosley zrobił na mnie ogromne wrażenie. To prawdziwa zapora nie do przejścia. Jest bardzo silny fizycznie, trudno się przeciwko niemu gra - ocenia zawodnik Trefla.
ZOBACZ WIDEO Przed play-off Barcelona wrzuca wyższy bieg
Love do Trefla dołączył w trakcie sezonu. Początkowo był wykorzystywany jako rozgrywający, ale po przyjściu Obiego Trottera wrócił na swoją nominalną pozycję. Od razu stał się ogromnym zagrożeniem dla rywali. Zdobywa średnio 13,9 punktu na mecz i jest najlepszym strzelcem Trefla.
- Dziękuję władzom Trefla za zaufanie. Wejście do zespołu w trakcie sezonu nigdy nie jest łatwą sprawą, ale dość szybko udało mi się złapać wspólny język z drużyną i trenerem - podkreśla.
Amerykanin w Sopocie nie gra za wielkie pieniądze (około cztery tysiące dolarów za miesiąc). Świetnymi występami pracuje nad dużo większy kontrakt w przyszłym sezonie. - Taki jest cel. Wierzę, że w przyszłym sezonie mógł kontrakt będzie na wyższym poziomie finansowym. Czy to będzie w Sopocie? Nie chcę niczego deklarować, ale nie wykluczam takiej opcji - przyznaje.
Love poprowadził drużynę do bardzo ważnego zwycięstwa w kontekście fazy play-off. Sopocianie w tym momencie z bilansem 17:13 zajmują siódme miejsce. Do rozegrania pozostały im dwa mecze (Polski Cukier wyjazd i King Szczecin dom).
- Anwil to bardzo dobra drużyna, ale nie było dodatkowej motywacji ze względu na przyjazd lidera. Znamy swoją sytuację w tabeli i wiemy, że każdy mecz jest dla nas na wagę złota. Gra w fazie play-off jest wystarczającą motywacją do jeszcze cięższej walki na parkiecie - uważa 29-letni koszykarz.