NBA: wielki Wade! Heat przerwali serię 76ers i wyrównali stan rywalizacji. 2-0 dla Warriors

Getty Images / Rob Foldy / Na zdjęciu: Dwyane Wade
Getty Images / Rob Foldy / Na zdjęciu: Dwyane Wade

Miami Heat, prowadzeni przez Dwyane'a Wade'a (28 punktów), pokonali Philadelphię 76ers 113:103 i wyrównali stan serii. Mistrzowie NBA, Golden State Warriors powiększyli prowadzenie nad San Antonio Spurs do stanu 2-0.

Koszykarze Philadelphia 76ers w pierwszym meczu zaaplikowali swoim przeciwnikom 18 na 28 oddanych rzutów za trzy, co dało im pewne zwycięstwo 130:103 i przedłużenie pasma sukcesów do zawrotnej liczby 17. Podopieczni Bretta Browna we wtorek mieli ponownie obronić własny parkiet i znacząco przybliżyć się do następnej rundy play off. Miami Heat mieli co do tego jednak inne zdanie. O utemperowanie rywali zadbał trzykrotny mistrz NBA, 36-letni Dwyane Wade. Flash zdominował wydarzenia na parkiecie, zdobył 28 punktów, miał siedem zbiórek i trzy asysty. - To jest po prostu w moim DNA. Kocham scenę - mówi.

Goście z Florydy roznieśli Szóstki w drugiej kwarcie, wygrywając ten fragment 34:13. Później wypracowali sobie nawet 16 "oczek" przewagi (81:65), ale co niesamowite, 76ers udało się jeszcze zniwelować straty do zaledwie dwóch punktów na niespełna pięć minut przed końcem meczu (98:96). Wtedy Wade uwolnił się, wsadził w kontrze, następnie zaliczył asystę do Jamesa Johnsona i zanotował też ofensywną zbiórkę, po której do kosza trafił Goran Dragić. Hala Wells Fargo Center znów przycichła.

Heat szybko odpowiedzieli zrywem 6-0 i ustabilizowali sytuację. Flash celnym rzutem z półdystansu na 48 sekund przed końcem przypieczętował tryumf swojej drużyny, a spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 113:103. Jakikolwiek będzie finał tej serii, Wade zapamięta ten wieczór. W swoim 15. sezonie na parkietach NBA, on cały czas potrafi czarować. Trochę magii dorzucił od siebie również Dragic, autor 20 punktów. James Johnson wykorzystał wszystkie siedem oddanych prób, miał 18 "oczek", siedem zbiórek, pięć asyst oraz trzy przechwyty.

W ostatnie pięć minut 76ers zdobyli zaledwie pięć siedem punktów, pięć Robert Covington i dwa Marco Belinelli. Tu można upatrywać przyczyn ich porażki, ponieważ w najważniejszym momencie nie byli w stanie przeprowadzać skutecznych akcji, a przecież doprowadzili do sytuacji, w której wcale nie byli na straconej pozycji. Ben Simmons zdobył dla miejscowych 24 "oczka", dziewięć zbiórek oraz osiem asyst. Chorwat Dario Saric miał 23 punkty i zebrał dziewięć piłek, ale trafił tylko 8 na 21 oddanych rzutów, w tym 3 na 10 zza łuku. Cały zespół umieścił w koszu zresztą zaledwie 7 na 36 rzutów za trzy, co daje skuteczność na bardzo kiepskim poziomie 19-procent. Zupełnie inaczej, niż w pierwszym meczu.

Philadelphia 76ers przegrali pierwszy raz od 13 marca, kiedy pokonali ich Indiana Pacers. Od tamtego momentu wygrywali 16 meczów z rzędu w sezonie zasadniczym oraz ten pierwszy w play offach, w dziesięciu z tych spotkań musieli radzić sobie bez Joela Embiida. To chyba pora, aby Kameruńczyk wsparł drużynę. - Potrzebujemy go - nie kryje trener Brown. Embiid po meczu meczu napisał na swoim Instagramie "chory i zmęczony byciem wyłączonym". Niewykluczone, iż środkowy wróci do gry już podczas meczów w Miami, ale najpierw musi otrzymać od sztabu drużyny zielone światło.

San Antonio Spurs przeciwstawili się Golden State Warriors, do przerwy prowadzili nawet 53:47. Ale mistrzowie NBA, nawet bez Stephena Curry'ego, cały czas potrafią radzić sobie w trudnych sytuacjach. Odpowiedzialność wzięli na swoje barki naturalnie Kevin Durant i Klay Thompson, obaj zaprezentowali się z fantastycznej strony.

KD zdobył 32 punkty (10/19 z gry, 3/9 za trzy), miał też sześć zbiórek i sześć asyst, a Thompson wywalczył 31 "oczek" i wykorzystał 5 na 8 rzutów zza łuku. Bardzo cenne 14 punktów dodał też Andre Iguodala (4/5 za trzy). Drużyna z Oakland wrzuciła obroty, do których Spurs nie mogli się dostosować. Trzecia kwarta zakończyła się wynikiem 33:22, a czwarta 36:26. Warriors pokazali, że potrafią dominować i triumfowali ostatecznie 116:101. Jeśli podobną koszykówkę zaprezentują także w Teksasie, Spurs mogą mieć problem. Obrońcy tytułu trafili aż 15 na 31 oddanych rzutów zza linii 7 metrów i 24 centymetrów. U trenera Gregga Popovicha najlepszy był LaMarcus Aldridge, zdobywca 34 punktów i 12 zbiórek.

Wyniki:

Philadelphia 76ers - Miami Heat 103:113 (29:22, 13:34, 33:30, 28:27)

76ers: Simmons 24, Saric 23, Belinelli 16, Ilyasova 14, Redick 11, Covington 7, Johnson 6, McConnell 2, Fultz 0, Holmes 0.
 
Heat: Wade 28, Dragic 20, J. Johnson 18, Richardson 14, Olynyk 11, Ellington 11, T. Johnson 5, Whiteside 4, Winslow 2, Adebayo 0, McGruder 0.

Stan rywalizacji: 1-1

Golden State Warriors - San Antonio Spurs 116:101 (23:25, 24:28, 33:22, 36:26)

Warriors: Durant 32, Thompson 31, Iguodala 14, McGee 10, West 10, Green 9, Cook 6, Livingston 2, Looney 2, Bell 0, Jones 0, Young 0,

Spurs: Aldridge 34, Mills 21, Gay 12, Gasol 12, Ginobili 10, Bertans 5, Murray 4, Parker 2, Anderson 1, Green 0, White 0, Forbes 0.

Stan rywalizacji: 2-0 dla Warriors

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: niesamowity lot Dawida Kubackiego. Zakręci ci się w głowie!

Komentarze (2)
avatar
Katon el Gordo
17.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Iguodala się obudził, bo w pierwszym meczu go brakowało. 30 letni-McGee i 37-letni West też zrobili swoje. I to wystarczyło. Kolejny wyraźny sygnał dla Spurs, że w tym weterańskim składzie dale Czytaj całość
avatar
Katon el Gordo
17.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W Philadelphii wyszedł brak doświadczenia w grze w PO i brak Embiida. Dwyane Wade jest w takim wieku i stanie zdrowia, że nie da rady zagrać całej rundy na takiej intensywności. A Miami bez nie Czytaj całość