Choć Dwane Casey osiągnął z Toronto Raptors świetny wynik w sezonie zasadniczym, wygrywając wraz ze swoimi podopiecznymi Konferencję Wschodnią z bilansem 59-23, może zostać zwolniony. Wszystko przez kolejną klęskę w fazie play-off. Zespół z Kanady po raz trzeci z rzędu odpadł z Cleveland Cavaliers, a po raz drugi z kolei w fatalnym stylu.
Wynik 0-4 mówi tak naprawdę wszystko i choć nikt nie ma wątpliwości, jak wielkim koszykarskim fenomenem jest LeBron James, lider Cavs, to jednak dwa sweepy rok po roku nie powinny się przytrafić. Warto bowiem pod uwagę wziąć fakt, że w pierwszej rundzie tegorocznych play-offów zespół z Ohio męczył się bardzo z Indianą Pacers, wygrywając dopiero po siedmiomeczowej serii. A to pokazuje, że z ekipą LBJ'a jednak da się grać jak równy z równym.
Raptors po raz kolejny się to nie udało, za co "głową" może zapłacić właśnie Casey. Pierwszym trenerem w Toronto jest od 7 lat, po tym jak przejął drużynę po Jayu Triano. Otwarcie należy przyznać, że zespół pod jego wodzą zaczął czynić postępy. Najpierw objawiały się one powrotem do czołowej ósemki Wschodu, a następnie tym, że Raptors zaczęli być wymieniani jako główni faworyci swojej konferencji. I tak właśnie było w trzech ostatnich sezonach z trwającym włącznie.
Trudno jednak stwierdzić w 100 procentach, jak potoczą się dalsze losy 61-letniego szkoleniowca. Bo choć co prawda po raz kolejny nie udźwignął ciężaru i pokonania swojego największego koszmaru, jakim stał się w ostatnich latach LeBron James i spółka, to jednak cieszy się on sporym zaufaniem zarówno ze strony swoich podopiecznych, jak i samego GM'a klubu, Masaia Ujiri'ego. Przed władzami Raptors zatem trudny orzech do zgryzienia.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #22. Pawlak: Najbardziej zawodzi Lech. To jakaś katastrofa