[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy wraz z powrotem do Zielonej Góry wróciły u pana wspomnienia z dawnych lat?[/b]
Quinton Hosley, zawodnik Anwilu Włocławek: Oczywiście! Miło było wrócić do Zielonej Góry. Spędziłem w Stelmecie dwa świetne sezony, które obfitowały w wiele wspaniałych momentów. Dwukrotnie zdobyliśmy mistrzostwo Polski, ja byłem MVP finałów.
Kibice nadal o panu pamiętają. Żałują, że takiego koszykarza nie ma w Stelmecie.
Koszykówka to jest biznes. Trzeba o tym pamiętać. Faktem jest, że mam kontakt z ludźmi z Zielonej Góry. Wymieniamy poglądy, rozmawiamy na różne tematy. Podczas kilkudniowego pobytu odwiedziłem sklep koszykarski. Zabrałem Jaylina i Ivana. Zrobiliśmy zakupy. Super sprawa.
Ma pan taki mecz w barwach Stelmetu, do którego lubi pan wracać?
Dwa mecze, po których zdobyliśmy mistrzostwo Polski. To były wspaniałe momenty. Na parkiecie było mnóstwo konfetti, kibice głośno nas wspierali i dziękowali za cały sezon. Pamiętam też, że nagrody wręczały nam kobiet w różowych sukienkach. To było bardzo zabawne.
W pierwszych dwóch meczach w tej serii miał pan spore problemy ze skutecznością (łącznie 3 z 9 rzutów). W Zielonej Górze oglądaliśmy nieco innego Quintona Hosley'a. Był pan aktywniejszy w ataku, ale i skuteczniejszy (28 punktów, 10 z 18 rzutów).
Celne spostrzeżenie. Jednak musisz wiedzieć o tym, że skutecznością bywa różnie. Raz jest, raz jej nie ma. Taka jest koszykówka. Ważne jest, żeby mieć krótką pamięć i szybko wyrzucać z głowy niepowodzenia, słabsze mecze.
ZOBACZ WIDEO Iberostar lepszy od Barcelony! Kolejny świetny mecz Ponitki
Tak było z całym zespołem Anwilu. Przegraliście po dogrywce 104:107. Wielu was skreśliło, mówiło o tym, że już nie wrócicie. Tymczasem Anwil wrócił i to w wielkim stylu.
Przegraliśmy po dogrywce, ale ten mecz uświadomił nas, że jesteśmy w stanie wygrać w Zielonej Górze. Nikt w naszej drużynie nie załamał się, nie rozpamiętywał tej porażki. To i tak nic dobrego by nie przyniosło. Panowały bojowe nastroje. Wszyscy byli skupieni i zdeterminowani, żeby przedłużyć nadzieje na awans do finału. Zrobiliśmy to, ale... wciąż brakuje nam jednego kroku. Wierzę, że w poniedziałek pozytywnie zakończymy tę misję.
Piękna jest ta seria. Prawdziwa koszykarska wojna dwóch świetnych drużyn. Szkoda, że już w poniedziałek ostatni mecz.
Zgadza się. Widzę, że kibice mają sporo frajdy z oglądania tej serii. Nawet słyszałem takie głosy, że wielu chciałoby, żeby te właśnie drużyny spotkały się w wielkim finale. No cóż. Ktoś odpadnie już w półfinale i będzie rozczarowany. Używając bokserskiej nomenklatury: prawdziwa waga ciężka. Cios za cios.
Czy w decydującym spotkaniu przewaga własnego parkietu może odegrać znaczenie?
To daje nam kilka procent przewagi nad Stelmetem, ale nie możemy polegać tylko na naszych kibicach. Zielonogórzanie na pewno przyjadą zmotywowani i pewni siebie. Tam są doświadczeni koszykarze, którzy wiedzą, jak grać w takich meczach. Warto pamiętać o tym, że Stelmet wygrał dwa razy we Włocławku w tym sezonie.
Jakie są pana relacje z Ivanem Almeidą? Dogadujecie się?
Tak. Nasza relacja jest dobra. Nie ma żadnych nieporozumień czy konfliktów, choć wiem, że ludzie takie rzeczy sugerują. To niepotrzebne, bo z tego rodzą się od razu plotki, które nie wpływają dobrze na nas, na zespół i klub.
Pytam, bo podobno nie podoba panu się to, co Ivan robi czasami na parkiecie. Mam na myśli unikanie kontraktu, przewracanie się na boisku. Jak pan to skomentuje?
Nie chcę za bardzo tego komentować. Powiem tylko tyle, że ta liga jest bardzo fizyczna. Trzeba być na to gotowym. W trakcie spotkania wziąłem kolegów na bok i powiedziałem: "grajcie mądrze, z głową, unikajcie niepotrzebnych starć". W poniedziałek będzie jeszcze ostrzej pod tym względem.
Ivan Almeida mówi, że Przemysław Zamojski gra nieczysto i w każdej innej lidze byłby wyrzucony z boiska. Pan dobrze zna Zamojskiego, bo graliście razem w Stelmecie. To faktycznie taki zawodnik, jak go opisuje Almeida?
To bardzo fizyczny zawodnik. Na treningach sporo rywalizowaliśmy i muszę przyznać, że toczyliśmy twarde boje. Znam jego sztuczki, których używa na boisku. Mówiłem o tym Ivanowi. Dałem mu taką radę: "ignoruj to, rób swoje". Ale to też nie jest tak, że tylko Zamojski gra tam twardo. Inni gracze też grają w podobny sposób.