Golden State Warriors w trzech ostatnich sezonach za każdym razem awansowali do finału NBA, dwukrotnie cieszyli się ze zdobycia mistrzostwa. Teraz prowadzili z Houston Rockets 2-1, trzeci mecz serii zwyciężyli różnicą aż 41 punktów (126:85) i wydawało się, iż czwarty z rzędu udział w ścisłym finale zbliża się dla nich wielkimi krokami. Ale drużyna, która w sezonie zasadniczym zanotowała bilans 65-17 udowadnia, że to nie był przypadek. Houston Rockets znów pokazali charakter.
Przed czwartym meczem finału Zachodu Warriors mieli 16 tryumfów na własnym parkiecie z rzędu w play offach, pobili nawet rekord Chicago Bulls, którzy w przeszłości notowali 15 następnych sukcesów u siebie w United Center. Teksańczycy byli skazywani na pożarcie, przegrywali już w tym spotkaniu 70:82, ale ostatecznie po horrorze w końcówce zwyciężyli 95:92 i wyrównali rywalizację. Ten sukces musiał ich mocno pobudować, bo Rockets wrócili do swojej hali i od samego rozpoczęcia spotkania starali się być zespołem bardziej agresywnym, a co za tym idzie, przeważać.
Gospodarze prowadzili 23:17 po pierwszych 12 minutach, a następnie też 38:28, lecz drużyna z Oakland nie pozwoliła im rozwinąć skrzydeł. Od stanu 45:37 na niewiele ponad trzy minuty przed końcem drugiej odsłony, Warriors zanotowali serię 8-0 i wyrównali stan meczu. Udawało im się później objąć prowadzenie, ale oscylowało ono przez cały czas maksymalnie w okolicach dwóch, trzech punktów. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatnich minutach.
Houston Rockets wrzucili wyższe obroty, Chris Paul trafiał niesamowite rzuty, a Justin Timberlake, obecny w hali, tylko przecierał oczy z podziwu. Kiedy James Harden znalazł na obwodzie niepilnowanego Erica Gordona, a ten wykorzystał szansę i wyprowadził drużynę z Teksasu na prowadzenie 95:91, trener Steve Kerr momentalnie poprosił o przerwę. Goście szybko zniwelowali deficyt do jednego "oczka", bo po tym time-oucie Draymond Green błyskawicznie odpowiedział rywalom pięknym za nadobne.
Warriors mieli w końcówce wiele sposobności, aby objąć prowadzenie, ale mylili się za każdym razem. I Stephen Curry, i Draymond Green, a Kevin Durant nie oddał wtedy nawet rzutu. Kluczowy rzut zza łuku, 43 sekundy przed końcem przestrzelił niekryty Quinn Cook. Rezerwowy został sam na linii 7 metrów i 24 centymetrów, bo Chris Paul przez uraz nie wrócił nawet wówczas do defensywy. Przy stanie 95:93 dla Teksańczyków obrońcy tytułu mieli posiadanie, Curry podawał do Greena, ale skrzydłowy nie zdołał nawet chwycić piłki i popełnił stratę. Ta wpadła w ręce Gordona, a ten wykorzystał dwa osobiste i przypieczętował triumf swojej drużyny 98:94.
Eric Gordon miał w całym meczu aż 24 punkty, Chris Paul 20, a James Harden 19. CP3 dodał też siedem zbiórek, sześć asyst i trzy przechwyty, nie popełniając przy tym żadnej straty. Co ciekawe, Harden oddał 11 rzutów zza łuku, a nie trafił ani razu. Gospodarze zanotowali w całym meczu skuteczność na poziomie 30-procent za trzy (13/43). Ważniejsze okazało się jednak, że stracili tylko 10 piłek, a rywale popełnili 16 strat. - Musieliśmy znów polegać na naszej defensywie. W czwartym meczu też nie trafialiśmy rzutów, ale naprawdę dobrze spisywaliśmy się w obronie. Teraz było podobnie - mówi James Harden.
Dla Rockets najważniejszy jest teraz stan zdrowia Chrisa Paula. Widać było, iż najprawdopodobniej odnowił się u niego uraz pachwiny, przez co zawodnik nie był w stanie dokończyć meczu. Zobaczymy, czy zdąży wrócić na szósty mecz serii. Ten odbędzie się w nocy z soboty na niedzielę o godzinie 3:00 czasu polskiego.
Dla Warriors Kevin Durant rzucił 29 punktów, Stephen Curry miał ich 22, a Klay Thompson 22. Ten ostatni wykorzystał 4 na 7 rzutów zza łuku, Durant z kolei trafił wszystkie 10 osobistych. Green miał 12 "oczek" i 15 zbiórek, choć też sześć straconych piłek. Mistrzom NBA zabrakło wsparcia rezerwowych, ci dostarczyli drużynie zaledwie cztery punkty! Jordan Bell dwa oraz Shaun Livingston dwa. Drużynie z Oakland doskwiera brak wyłączonego z gry przez problemy z kolanem Andre Iguodali, MVP Finałów 2015.
Houston Rockets - Golden State Warriors 98:94 (23:17, 22:28, 26:27, 27:22)
(Gordon 24, Paul 20, Harden 19 - Durant 29, Thompson 23, Curry 22)
Stan rywalizacji: 3-2 dla Rockets
ZOBACZ WIDEO Reprezentant Polski wspomina bolesne zderzenie. "Miałem wstrząśnienie mózgu"