Należał do PiS, skończył politologię na Uniwersytecie Gdańskim, był rzecznikiem MSWiA, obecnie pracuje w TVP Info, wcześniej w TV Republika - tyle o Michale Rachoniu wiedzą wszyscy. Przez jednych lubiany, przez opozycję, która zarzuca mu zbytnie przywiązanie do partii rządzącej, krytykowany. Polityka to prawie całe jego życie, za to mniej wiadomo o sportowej przeszłości Rachonia.
Inny świat z USA
Mało kto z pokolenia obecnych 40-latków interesował się w młodości koszykówką. Przeważała piłka nożna, ale pojawienie się telewizji satelitarnej odmieniło polski sport. Kibice nagle dowiedzieli się, że istnieje coś takiego jak NBA, z piękną oprawą, głośnymi halami, wielkimi emocjami i poziomem nieosiągalnym dla reszty świata. Michał Rachoń zobaczył w "Sportowej Niedzieli" fragment finału z 1988 roku między Los Angeles i Detroit Pistons. - Miałem 10 lat, pamiętam niesamowite obrazki i showtime Lakers. To wszystko wyglądało totalnie inaczej niż siermiężny, upadający komunizm - powiedział dziennikarz TVP dla WP SportoweFakty.
Porzucił nadzieję na grę na bramce w piłkarskim Bałtyku na rzecz koszykówki. Poszedł do sportowej szkoły podstawowej w Gdyni. Było ich 36 w klasie, trenowali po 5 razy w tygodniu. Wszystko z błogosławieństwiem rodziców. Tata, Tomasz Rachoń, był w przeszłości piłkarzem ręcznym Wybrzeża, kadrowiczem i wieloletnim trenerem drużyny szczypiornistek ekstraklasy AZS-AWF Gdańsk. Mama, Ewa, trenowała siatkówkę. Jak się niedawno dowiedział dziennikarz TVP - grała w jednej drużynie razem z mamą Marcina Gortata w Starcie Gdynia. - Jakoś trzeba było nas zmęczyć, mnie i mojego brata Nikodema. Po latach mama mówiła mi o tej motywacji, sport był dobrym sposobem na wychowanie - opowiadał Rachoń.
Wychowywali się w tzw. trudnej dzielnicy, Gdynia-Chylonia. Blok, 12 pięter, bójki, nadmiar energii i głupie pomysły nastolatków - sport był w tej sytuacji jak znalazł. W podstawówce młody Rachoń trafił do MKS Gdynia. Pierwszy oficjalny mecz rozegrał przeciwko Czarnym Słupsk. Na boisko wszedł razem z Przemysławem Frasunkiewiczem, późniejszym reprezentantem kraju, a obecnie szkoleniowcem Asseco Gdynia, dla którego to też był koszykarski debiut. - Do dzisiaj mówimy na niego "Kapitan Koszykówka". Był i jest najlepszy z naszej ekipy, choć moim zdaniem największe sukcesy dopiero przed nim. Jest świetnym koszykarzem, ale jeszcze lepszym trenerem. Najlepiej widać to po pracy, jaką wykonuje dla kolejnego pokolenia polskich zawodników w Asseco i w kadrze - mówi Rachoń.
Obecny dziennikarz TVP po skończeniu podstawówki trafił do AZS Gdańsk, z którym pozostał związany do końca studiów. W tym zespole występował w przeszłości Edward Jurkiewicz, legenda polskiej koszykówki (15 marca 1970 w meczu Wybrzeża Gdańsk z Baildonem Katowice zdobył 84 pkt). - Trenowałem tam m.in. z Wojciechem Kamińskim, obecnym trenerem Rosy Radom - powiedział Rachoń. Trafił do utworzonego przez AZS zespołu juniorskiego, a później został kapitanem III-ligowej drużyny seniorskiej. Wiele razy walczył z poprzednim klubem, MKS Gdynia, który chwilę później został zapleczem sopockiego Trefla. Tam po przyjeździe z Bydgoszczy brylował Filip Dylewicz, pięciokrotny mistrz Polski z Prokomem i wielokrotny koszykarz kadry.
Koniecki dał im w kość
- Najlepszy okres to pobyt w Treflu Sopot - wspominał Rachoń. Drużyna awansowała po sezonie 1996/1997 do ekstraklasy, w zespole pojawili się zawodnicy z nazwiskami. Obecny dziennikarz TVP do pierwszego składu się nie przebił. - Nie byłem wystarczająco dobry. Byłem typem, który absolutne braki talentu musiał nadrabiać pracą i wolą walki - powiedział. Pierwszym trenerem zespołu był Adam Ziemiński, a Rachoń grał w drugim zespole, prowadzonym przez trenera Mariusza Karola, późniejszego szkoleniowca ekstraklasy. Kolegą z boiska był m.in. Tomasz Rospara, były selekcjoner polskiej kadry kadetek, zmarły w 2015 roku po powikłaniach związanych z tętniakiem aorty.
Rachoń w Treflu sobie nie poradził, po roku wrócił do AZS i doznał kontuzji, która zakończyła marzenia o poważniejszym graniu. Występował jeszcze w AZS w sezonie 2003/2004, kiedy zespół awansował do drugiej ligi, a potem wrócił jeszcze raz do basketu za namową Frasunkiewicza. W 2012 roku podpisał umowę z GTK Gdynia, świeżo upieczonym mistrzem Polski juniorów, gdzie miał wspierać młodych chłopaków prowadzonych przez trenera Rafała Knapa. Były jeszcze występy w III-ligowym Agrapolu Marine z Gdańska czy dobrze wspominane treningi u Arkadiusza Konieckiego. Były trener kadry i słynny szkoleniowiec objął zespół Trefla, a znany był z katorżniczych przygotowań.
- Podczas jednej z przerw letnich, gdy raz jeszcze próbowałem wywalczyć kontrakt w sopockim Treflu, ćwiczyłem u Konieckiego. Byliśmy wykończeni, ale ja to akurat uwielbiałem. Pamiętam jeden trening, kiedy prawie traciłem przytomność i czułem potworne skurcze po dwóch godzinach biegania. Patrzę - niemal cały zespół leży, a trener stoi i z nas się śmieje - powiedział Rachoń. Potem były już tylko rozgrywki uniwersyteckie i - aż do dzisiaj - amatorskie bieganie po parkiecie z NOLA Team, z którym wygrał mistrzostwo Warszawy w 2011 roku.
Wszystko przez... Putina
Rachoń zajmował się także sportem od strony organizacyjnej. Był dyrektorem w agencji marketingowej, a wcześniej podpatrywał, jak biznes sportowy wygląda na świecie. - Podczas wakacyjnego stypendium w USA uparłem się, żeby dowiedzieć się czegoś o NBA. Sam nie wiem jak, ale udało mi się wówczas załatwić długie spotkanie z ówczesnym wiceprezesem NBA, Terrym Lyonsem. Opowiedział mi, jak zorganizowane są sprawy relacji pomiędzy klubami a dziennikarzami sportowymi w najlepszej lidze świata.
Po powrocie Rachoń pracował dla koszykarskiej Polonii Warszawa, gdy ta grała w Pucharze NEBL (2000-2002). Był też tłumaczem i szefem biur prasowych na turniejach tenisowych ATP i WTA w Sopocie, Szczecinie i Warszawie oraz podczas ME w koszykówce kobiet w 1999 i w 2011 roku. - Miałem tłumaczyć także męski Eurobasket 2009, ale po zatrzymaniu i zarzutach za słynny happening ówczesny prezes PZKosz i senator PO, Roman Ludwiczuk, uznał, że zatrudnienie mnie w turnieju, w którym gra Rosja, to nie byłby najlepszy pomysł - powiedział ze śmiechem.
Przypomnijmy: w 2009 roku, podczas wizyty Władimira Putina w Sopocie, Rachoń przebrał się w strój penisa z napisem "Putin". Protestował w ten sposób przeciwko łamaniu praw człowieka przez prezydenta Rosji.
Dziennikarz TVP jest fanem NBA. Kibicuje Chicago Bulls, ale uwielbia też Gregga Popovicha i prowadzoną przez niego drużynę, San Antonio Spurs. - Bo grają piękną koszykówkę. Jest jasny podział ról, dzielenie się piłką, świetna organizacja - zachwala pięciokrotnych mistrzów NBA. W tym sezonie Spurs ledwie dostali się do play off, gdzie odpadli w pierwszej rundzie z Golden State. Ekipa Warriors zaczyna finały NBA przeciwko Cleveland Cavaliers. - Raczej wygra Golden State, ale chciałbym się mylić, bo LeBron James robi w tym roku rzeczy niesamowite - ocenił Michał Rachoń.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Marciniak tajną bronią kadry Nawałki. "Piłkarze chcą znać każdy niuans!"
jaki koszykarz taki dziennikarz.