Przemysław Sęczkowski: Byliśmy najlepszym kandydatem z Polski do gry w EuroCupie

- Budżet klubu wzrósł znacznie, ale nie na tyle, żeby bić się o czołowe miejsca w EuroCupie. Otrzymaliśmy "dziką kartę", bo byliśmy najlepszym kandydatem z Polski do gry w tych rozgrywkach - mówi Przemysław Sęczkowski, prezes GKK Arka Gdynia.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Tomas Pacesas i prezes Sęczkowski East News / Przemek Świderski / Tomas Pacesas i prezes Sęczkowski
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak do tego doszło, że klub z Gdyni wystąpi w renomowanych rozgrywkach EuroCup?

Przemysław Sęczkowski, prezes zarządu Gdyńskiego Klubu Koszykówki Arka Spółka Akcyjna: W ostatnich latach z powodzeniem prowadziliśmy projekt, którego założeniem było granie polskimi zawodnikami.

Uważam, że wszyscy mieli z tego dużą radość: kibice, koszykarze, klub i główny sponsor - firma Asseco. Doszliśmy jednak do takiego momentu, w którym powiedzieliśmy sobie: "a dlaczego by nie spróbować swoich sił gdzieś wyżej?" W końcu człowiek żyje marzeniami. Wykonałem telefon do władz Euroligi i przedstawiłem nasz pomysł.

I co pan usłyszał?

Euroliga powiedziała wprost: "jesteśmy otwarci na wasz powrót, ale kluczową kwestią jest zbudowanie budżetu". Zasygnalizowano oczywiście, że nie są wymagane od nas gwarancje na poziomie najlepszych drużyn, ale takie, które pozwolą nam realnie walczyć z innymi zespołami. Kolejny warunek dotyczył kwestii organizacyjno-marketingowych. Musieliśmy dać zapewnienie, że pozostaniemy na takim samym poziomie jak kilka lat temu. Konkludując: otrzymaliśmy jasny sygnał - jeśli ktoś z Polski ma przystąpić do EuroCupu, to w grę wchodzi tylko Asseco Gdynia.

ZOBACZ WIDEO Ronaldo powinien zdobyć gola, ale zaliczył przypadkową asystę. Bezbłędny Szczęsny [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]


Dlaczego?

Euroliga nadal pamięta nasze sukcesy sprzed lat. Dawaliśmy sobie radę na boisku, mimo że dysponowaliśmy niewielkim budżetem w porównaniu do innych zespołów. Też nie wolno zapominać o tym, że dużo udało nam się osiągnąć poza parkietem, w kwestii marketingowej i organizacyjnej. Duże ukłony dla zespołu Małgorzaty Rudowskiej, która świetnie nim kierowała i nadal to czyni.

Nawet jak wyszliśmy z Euroligi, to uważam, że zrobiliśmy to z dużą klasą i gracją. Trzeba być rzetelnym i poważnym graczem. U nas w klubie słowo jest droższe od pieniędzy. Proszę mi wierzyć, że zachowanie z przeszłości w relacjach biznesowych procentuje.

Co więcej - ludzie z Euroligi cały czas nas obserwowali, nawet w tych ostatnich latach, gdy realizowaliśmy projekt tylko z polskimi zawodnikami. I teraz, gdy pojawiła się szansa powrotu do rozgrywek europejskich, to wszystko zostało wzięte pod uwagę przez ludzi zarządzających Euroligą i EuroCupem.

O ile wzrósł budżet gdyńskiego klubu?

Nie chcę podawać konkretnych kwot, bo to są wewnętrzne sprawy klubu. Mogę powiedzieć, że budżet wzrósł znacznie, ale nie na tyle, żeby bić się o czołowe miejsca w EuroCupie.

Skąd w takim razie wzięły się dodatkowe środki w klubie?

Pieniądze pochodzą z dwóch źródeł: Asseco i miasto Gdynia. Miasto bardzo się zaangażowało w rozwój klubu. Duże słowa uznania dla prezydenta Szczurka, który zrealizował wizję "Wielkiej Arki".

Zobacz także: Dlaczego Ivan Almeida nie został w Anwilu?

Dlaczego zespół zmienił nazwę z Asseco Gdynia na Arka Gdynia?

Warto wspomnieć o tym, że gdy przed laty przenosiliśmy klub z Sopotu do Gdyni nazwaliśmy go "Gdyński Klub Koszykówki Arka", tak aby podkreślić związek z miastem, które tak życzliwie nas przyjęło. Od tego momentu zarówno Gdynia, jak i nasz klub, odniosły wiele sukcesów w Polsce i na arenie międzynarodowej, wywołując radość i dumę mieszkańców oraz kibiców. Czas zrobić kolejny krok naprzód i zjednoczyć przedstawicieli różnych dyscyplin pod jedną, doskonale rozpoznawalną marką, jaką bez wątpienia jest Arka Gdynia.

Co z Asseco? Czy dla firmy nie jest to problem, że znika z nazwy klubu?

Dla firmy Asseco wyraz marketingowy tego, że jest w nazwie klubu, nie jest aż silnie związany ze sprzedażą produktów. Poza tym jest takie przekonanie, że poprzez dodawanie na siłę nazw sponsorów do nazwy klubu zatraca się ten korzeń, z którego wyrósł klub. Dochodzi czasami do takich sytuacji, że jest trzech sponsorów i tak naprawdę nie znamy pochodzenia klubu. Tego firma chciała uniknąć.

Wracając do projektu "Wielka Arka". Wspólnego herbu nie ma, stroje pozostaną takie, jakie były. Jak na razie jest za to wspólna nazwa - Arka. Czy można spodziewać się, że zostanie stworzony wspólny herb?

Pamiętajmy, że to jest proces. Na to potrzeba czasu. Ta kwestia, o której pan wspomniał, leży po stronie miasta. Jestem przekonany, że zostanie to szybko rozwiązane. Aby jednak nie wprowadzać zmian w logo klubu w trakcie sezonu, zdecydowaliśmy się na pozostawienie obecnego kształtu, tylko, że nazwę Asseco zastąpiła Arka. W przyszłym sezonie zajdą zmiany w tej kwestii.

Jak klub zareagował na zmiany zaproponowane przez miasto? Bądź co bądź to mała rewolucja.

Powiedzmy sobie to wprost: bez wsparcia finansowego Gdyni, klub nie przystąpiłby do EuroCupu. Poprzez dołączenie do projektu "Wielkiej Arki" otworzyła się taka możliwość. Wybór był zatem bardzo prosty.

Jakiej reakcji kibiców się spodziewacie?

W tym temacie są bardzo spolaryzowane opinie. Jedni mówią, że nie da się połączyć kibica piłkarskiego z koszykarskim. Inni za to podkreślają, że będzie jeszcze lepiej, bo nastąpi przepływ ludzi z różnych dyscyplin. Taki właśnie mechanizm obowiązuje w Barcelonie - tam jest duży związek między barwą i nazwą klubu, bez względu na dyscyplinę. Kibic przenika z piłki do koszykówki, piłki ręcznej i tak dalej. Jak to wyjdzie w Gdyni? Nie wiem, bo to próba na żywym organizmie. Nie mamy jednak innego wyjścia.

Wróćmy do sprawy gry w EuroCupie. Ona w Polsce budzi trochę kontrowersji. Są takie zdania, że sprytnie ominęliście kolejkę i "kuchennymi drzwiami" wepchnęliście się do tych renomowanych rozgrywek. Janusz Jasiński mówi wprost: "miejsca w Europie powinny być przydzielane na podstawie miejsca w PLK. Między klubami takie porozumienie powstało, oprócz Asseco"

Słyszałem te głosy, ale to są bzdury. Opowiem, jak wygląda sytuacja z mojej perspektywy. Mistrz Polski ma prawo gry w EuroCupie, chyba, że zdecyduje się na występy pod egidą FIBA w Lidze Mistrzów. I tak też się stało. Wicemistrz Polski mógłby teoretycznie aspirować do gry w EuroCupie, ale dobrze wiemy, że Stal nie byłaby w stanie spełnić wymogu odpowiedniego obiektu. Opowiadanie o tym, że weszliśmy "kuchennymi drzwiami" do EuroCupu jest nieprawdziwe.

Proszę spojrzeć na to, ile lat aktywnie działamy w koszykówce i jakie mamy sukcesy w kwestii sportowej i pozasportowej. Zbudowaliśmy poważny brand. Przypomnę że jako jedyny polski klub otrzymaliśmy trzy prestiżowe nagrody euroligowe: w 2010 roku "Best Executive of the Year" i "Devotion Marketing Award" oraz ponownie w 2011 "Devotion Marketing Award". A na to właśnie patrzy Euroliga. Dostaliśmy "dziką kartę", bo byliśmy najlepszym kandydatem z Polski do gry w EuroCupie.

Co w takim razie oznacza otrzymanie "dzikiej karty"?

Euroliga, jak i EuroCup zmierzają do tego, żeby stworzyć zamknięty krąg drużyn, które oczywiście reprezentują odpowiedni wysoki poziom.

Arka Gdynia na trzy lata w EuroCupie?

Bardzo bym sobie tego życzył, żeby to był co najmniej trzyletni projekt. Nie ukrywam jednak, że marzę o tym, żebyśmy z EuroCupu przeszli do Euroligi, ale do tego potrzebne są ogromne pieniądze, i to od zewnętrznych podmiotów. Sama firma Asseco tego nie udźwignie.

Miło było ponownie wykonać telefon do Euroligi?

Jak najbardziej. Przekonałem się jednak podczas Final Four w Belgradzie, jak koszykarski świat nam odjechał w ostatnich latach. Nieobecność w Eurolidze sprawiła, że zostaliśmy daleko z tyłu. Widać, że prezes Jordi Bertomeu wykonuje świetną pracę, jego organizacja znakomicie się rozwija. To będzie ogromny zaszczyt zagrać w takich rozgrywkach.


Zobacz inne teksty autora

Czy Arka Gdynia zdobędzie medal w sezonie 2018/2019 w rozgrywkach Energa Basket Ligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×