- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - mówił tuż po spotkaniu zmartwiony Delonte West, który pomylił się w najważniejszym rzucie meczu. Na 4 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry leworęczny obrońca Cavs chybił z obwodu, co ostatecznie pogrzebało szansę najlepszej drużyny sezonu zasadniczego. - Ten rzut naprawdę boli - dodał. Bohaterem Orlando niewątpliwie był Rashard Lewis, autor dwóch celnych "trójek" w decydujących momentach gry. Skrzydłowy gości zapisał na swoim koncie 22 punkty, trafiając 9 z 13 rzutów z gry.
Podopieczni Stana Van Gundy’ego kapitalnie spisywali się w drugiej połowie. Niemalże 60 proc. skuteczność przeciwko najlepszej defensywie ligi musi robić wrażenie. Oprócz Lewisa, głównymi postaciami w szeregach triumfatorów byli Dwight Howard oraz Hedo Turkoglu. "Superman" w końcu nie mógł narzekać na brak piłek w jego kierunku. Na jego koncie znalazło się 30 punktów i 13 zbiórek. - Jeśli przez 48 minut będziemy grali koszykówkę Orlando Magic, to jesteśmy w stanie pokonać każdego - zapewniał. Co ciekawe, w pierwszej kwarcie Howard zaprezentował tak mocny wsad, że zegar odmierzający czas 24 sekund nie wytrzymał i runął na konstrukcję kosza. Po szybkiej interwencji służb porządkowych i zamontowaniu nowego zegara, gra wróciła do normy.
Warto również podkreślić bardzo dobry mecz w wykonaniu Hedo Turkoglu. Turek co prawda nie grzeszył skutecznością (4/11), lecz w kluczowych momentach ostatniej odsłony był niezastąpiony. To po jego celnym rzucie zza linii 7,24m Orlando na dobre wyszło na prowadzenie. Ponadto, w ostatnich dwóch minutach gry skrzydłowy znad Bosforu celnie wykonywał rzuty wolne, legitymując się 100 proc. skutecznością w tym elemencie (6/6). Co więcej, Turkoglu zapisał na swoim koncie aż 14 asyst!
Tak świetnej gry Orlando nie oglądaliśmy w pierwszej połowie. Wówczas na parkiecie dzielił i rządził tylko jeden gracz. LeBron James. MVP sezonu zasadniczego grał jak natchniony, kończąc zawody z 49 punktami, 8 asystami, 6 zbiórkami i 3 blokami. O ile jednak w pierwszej połowie James mógł liczyć na wsparcie swoich pomocników, o tyle po przerwie sytuacja ta uległa drastycznemu pogorszeniu. Koszykarze Cavs stali bezczynnie i przyglądali się kolejnym akcjom w wykonaniu swojego lidera. - To jest dla nas dobre. Nie spodziewaliśmy się, że wszystko będziemy wygrywać - stwierdził Mike Brown, szkoleniowiec Cavs. Wypowiadając te słowa, trener roku w NBA nie zdawał sobie jednak sprawy z powagi sytuacji, która będzie wymagała od jego podopiecznych jeszcze większej mobilizacji w następnych meczach.
Na parkiecie w szeregach zwycięzców pojawił się Marcin Gortat. Nasz rodak zagrał 10 minut, zdobywając 4 punkty (2/2) i 2 zbiórki. Do swojego dorobku dołożył jeszcze stratę i faul. Polak zdobywał swoje punkty w drugiej kwarcie, za każdym razem po podaniach Rafera Alstona.
Cleveland Cavaliers - Orlando Magic 106:107
Cleveland: LeBron James 49, Mo Williams 17, Anderson Varejao 14, Delonte West 11, Zydrunas Ilgauskas 10 (10 zb), Joe Smith 5, Wally Szczerbiak 0, Ben Wallace 0, Daniel Gibson 0.
Orlando: Dwight Howard 30 (13 zb), Rashard Lewis 22, Hedo Turkoglu 15 (14 as), Mickael Pietrus 13, Rafer Alston 11, Anthony Johnson 5, Courtney Lee 4, Marcin Gortat 4, Tony Battie 3.
Stan rywalizacji: 1:0 dla Orlando Magic