Kamil Łączyński chwali Milicicia: Chciałbym w przyszłości prowadzić zespół w podobny sposób (wywiad)

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Kamil Łączyński
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Kamil Łączyński

- Pod wodzą Milicicia podniosłem swoje umiejętności. Bardzo mi imponuje jego filozofia i styl pracy. Chciałbym w przyszłości prowadzić zespół w podobny sposób - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Tydzień temu wysłał mi pan wiadomość, że głowy zawodników Anwilu są przepełnione nowymi informacjami. Po kilku dniach wspólnych treningów jest nieco lżej i łatwiej?[/b]

Kamil Łączyński, rozgrywający Anwilu Włocławek: Po trzech latach współpracy z trenerem Miliciciem te informacje są dla mnie jak "chleb powszedni". Nie mam już problemów z adaptacją do tego systemu, nawet wręcz przeciwnie - staram się być trzecim, czwartym asystentem Igora Milicicia, żeby pomóc nowym kolegom, bo ich głowy są faktycznie duże od informacji, do tego nogi są ciężkie. Długa droga przed nami, ale jestem pozytywnie nastawiony.

Jak się panu podoba nowy Anwil Włocławek?

To kolejna wersja Anwilu. Słyszałem, że ma to być Anwil 3.0, więc to oznacza, że będziemy grali jeszcze szybszą koszykówkę. Po dziesięciu dniach spędzonych z drużyną mogę powiedzieć, że do Włocławka trafili bardzo inteligentni gracze. To niezwykle ważne, bo proszę mi wierzyć, że nakład informacji od sztabu jest ogromny. Czegoś takiego w trzech ostatnich latach nie było.

ZOBACZ WIDEO: Konrad Bukowiecki o aferze dopingowej: To był szok! Nie puszczę tego płazem

Nauka tego systemu wymaga czasu - tylko, że my tego czasu nie mamy za wiele. W poprzednich latach było tak, że szczyt formy był na drugą część sezonu - Puchar Polski, play-off. Teraz musimy być gotowi od samego początku. Od października zaczyna się Liga Mistrzów. Wszyscy się wzmacniają, nikt nam mistrzostwa za darmo nie da, ale myślę, że jesteśmy w stanie spokojnie powalczyć o obronę tytułu. Jest mocna ekipa, której brakuje jeszcze jednego ogniwa.

Tym brakującym ogniwem miał być Luis Montero, ale w dziwnych okolicznościach pożegnał się z Anwilem. Jak zespół przyjął tę informację?

Cała sytuacja była dość dziwna. Montero od samego początku narzekał, miał problemy z aklimatyzacją. Nie jest tak łatwo szybko się dostosować do nowych warunków, kiedy przylatuje się z drugiej części świata. Pewnego dnia nie pojawił się na treningu ze względów zdrowotnych. Później go już nie widzieliśmy. Po badaniach rozwiązano z nim umowę i rozpoczęto poszukiwania zawodnika, który wejdzie "w buty Almeidy".

Zobacz także: Transfer Montero był obarczony dużym ryzykiem

Będzie brakowało samego Almeidy?

Na pewno, bo to jest bardzo dobry zawodnik. Teraz dużo będzie zależeć od tego, kto trafi w jego miejsce, ale nie zapominajmy o tym, że w systemie trenera Milicicia liczy się zespołowość. Jemu zależy na tym, żeby punkty rozkładały się na wielu zawodników. Mam wrażenie, że teraz nie będzie tylko jednego lidera, na którym obrona rywali musi się skupić. Będzie kilka mocnych ogniw, które pociągną Anwil w dobrą stronę.

Dla pana będzie to już czwarty rok gry w Anwilu. Pan dogadał się z klubem bez obecności agenta?

Tak. Moja współpraca z Anwilem jest już na takim poziomie, że nie potrzebujemy pośredników do tego, żeby podpisać nową umowę. Wystarczy zmienić kwotę w kontrakcie w górę lub w dół, wpisać nową datę, bo reszta zapisów pozostaje bez zmian. Na pewno rola agenta jest ważna, ale uważam, że na rynku polskim takiego człowieka nie potrzebuję. Inaczej wygląda sprawa w przypadku gry za granicą, gdzie moje nazwisko nie jest znane. Potrzebowałem pomocy, dlatego związałem się z agencją AltiSport. Wiedziałem, że oni są w stanie mi pomóc.

Tak było?

Tak. Przedstawili mi kilka ciekawych propozycji. Mogę zdradzić, że gdyby nie fakt, że podpisałem umowę z Anwilem, to najprawdopodobniej wylądowałbym w jednej z najsilniejszych lig w Europie.

Jaki to był klub?

Nazwy klubu nie zdradzę, ale powiem, że chodziło o ligę turecką.

Żałuje pan, że tak się sprawy potoczyły?

Zawsze człowiek sobie gdzieś z tyłu głowy dopisuje alternatywny scenariusz, ale jestem zadowolony z kontraktu w Anwilu, który jest na dobrych warunkach. Nie mogę na nic narzekać, kwestie finansowe są regulowane na bieżąco. Współpraca z klubem jest owocna, dlatego nie żałuję, że tak się sprawy potoczyły.

[b]

Wiem, że śledzi pan uważnie to, co dzieje się w sieci. W okresie letnim pojawiły się informacje, że koszykarze nie za bardzo chcą grać we Włocławku i dla trenera Igora Milicicia. Jak pan reagował na takie komentarze?[/b]

Włocławek żyje koszykówką, a co za tym idzie jest sporo ekspertów, którzy chętnie wypowiadają się na temat zawodników, zespołu i klubu. Podobnie jest na Litwie. Kiedyś jeden z zawodników powiedział mi, że tam każdy mieszkaniec jest trenerem. Wszyscy znają się na koszykówce.

Uważam, że negatywne opinie o Włocławku są na wyrost. To fajne miejsce do życia. To spokojne, małe miasto, gdzie wszystko można załatwić. Ludzie są mili i uprzejmi.

Niedawno przeczytałem wywiad z trenerem Frasunkiewiczem, który powiedział, że Polacy boją się europejskich pucharów, nie chcą konkurować z mocniejszymi przeciwnikami. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że jest spora grupa graczy, która boi się presji, odpowiedzialności, a taka niewątpliwie jest na barkach graczy i trenerów we Włocławku. Są duże wymagania. Profesjonalista nie powinien mieć takich obaw. Presja jest codziennością w tym zawodzie. Jeżeli będziemy jej unikać, to nigdy niczego nie osiągniemy.

Trener Milicić? To trudny człowiek?

Obaj jesteśmy trudni, a jakoś już trzy lata potrafimy ze sobą współpracować. Bardzo szanuję trenera Milicicia. Zna się na swoim fachu. Powiem więcej: jak w przyszłości będę trenerem, to chciałbym prowadzić zespół w podobny sposób. Podoba mi się, jak prowadzi treningi, jak dowodzi drużyną. Zawsze będę się o nim wypowiadał w samych superlatywach. Pod jego wodzą urosłem, znacząco podniosłem swoje umiejętności.

Autor na Twitterze:

Zobacz inne teksty autora

Komentarze (0)