NBA: Orlando wykorzystało atut własnego parkietu, Gortat blokował Jamesa!

41 punktów w wykonaniu LeBrona Jamesa to zbyt mało, aby pokonać Orlando Magic. MVP sezonu zasadniczego po raz kolejny nie otrzymał dostatecznego wsparcia od swoich kolegów, a na dodatek miał problemy ze skutecznością. Co więcej, dwa jego rzuty zostały zablokowane przez Marcina Gortata! Nasz rodak spędził na parkiecie ponad 23 minuty, zdobywając w tym czasie 4 punkty, 5 zbiórek i 2 bloki.

Jacek Konsek
Jacek Konsek

Marcin Gortat grał tak dużo, ponieważ kłopoty z faulami miał Dwight Howard. "Superman" spędził na parkiecie niecałe 28 minut, choć zdążył w tym czasie uzbierać 24 punkty i 9 zbiórek. Warto podkreślić, że środkowy Orlando aż 19-krotnie stawał na linii rzutów wolnych, wykorzystując 14 prób. Polski środkowy dał dobrą zmianę i zdobył 4 punkty oraz 5 zbiórek. Co najważniejsze, dwukrotnie blokował rzuty samego LeBrona Jamesa, który tego dnia zdobył 41 punktów, ale na marnej skuteczności.

Bohater drugiego meczu wykorzystał ledwo 11 z 28 prób z gry, trafiając tylko jeden rzut za trzy punkty na 8 prób. Co gorsza, "King James" nie otrzymał dostatecznego wsparcia ze strony swoich kolegów. "Ball movement", czyli gra piłką, to coś czego coraz częściej brakuje w zespole ze stanu Ohio. Powyżej 10 punktów w szeregach gości mieli tylko podstawowi obwodowi, Mo Williams i Delonte West. Obaj jednak nie grzeszyli skutecznością, a na dodatek mieli aż 9 strat. Zaledwie 8 "oczek" dorzuciła ławka Cavs, z czego 4 to zasługa Bena Wallace’a, który do tej pory w ofensywie był kompletnie niewidoczny.

Zgoła inaczej prezentowali się gracze drugiego planu w Orlando. Rafer Alston zapisał na swoim koncie 18 punktów, będąc obok Howarda największym zagrożeniem dla Cavs. Jak zwykle świetną zmianę dał Mickael Pietrus (16 punktów i 6 zbiórek), poprawnie grał wspominany już Gortat. Punkty tych zawodników były Magikom niezwykle potrzebne, ponieważ gorszy dzień miał Rashard Lewis, a Hedo Turkoglu tylko raz na 11 prób przedziurawił kosz Kawalerzystów.

Całe spotkanie należało raczej do tych z gatunku "brzydkich". Więcej niż w poprzednich pojedynkach było fauli, ostrych starć i rzutów wolnych. Aż trzech zawodników przedwcześnie opuściło parkiet, a Williams zakończył mecz z podbitym okiem. Obie drużyny aż 86 (!) razy stawały na linii rzutów wolnych, z czego Magic wykorzystali 39 z 51 prób.

Losy meczu rozstrzygnęły się w drugiej połowie. Orlando wypracowali sobie wówczas kilku punktową przewagę, którą kontrolowali do ostatniej syreny. Indywidualne popisy Jamesa były tylko doraźną odpowiedzią na kolektywnie grających gospodarzy. W ostatniej odsłonie kluczowe były wizyty na linii rzutów osobistych. Lider gości przestrzelił pięć prób, podczas gdy koszykarze z Florydy pomylili się tylko w 4 z 23 rzutów.

- Gra była bardzo fizyczna, a gracze obu zespołów wyjątkowo często gościli na linii rzutów wolnych. To był trudny mecz, ale gdy jest się na tym etapie rozgrywek, żadne spotkanie nie należy do łatwych. Czy wygramy tą serię? Nie wiem... Musimy cały czas spisywać się bardzo dobrze. Cleveland na pewno też jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Jesteśmy pewni siebie, ale przed nami jeszcze dużo ciężkiej pracy - powiedział Stan Van Gundy, szkoleniowiec Orlando.

Orlando Magic - Cleveland Cavaliers 99:89

Orlando: Dwight Howard 24, Rafer Alston 18, Mickael Pietrus 16, Rashard Lewis 15, Hedo Turkoglu 13, Courtney Lee 9, Marcin Gortat 4, Anthony Johnson 0, Tony Battie 0.

Cleveland: LeBron James 41, Mo Williams 15, Delonte West 12, Zydrunas Ilgauskas 9, Anderson Varejao 4, Joe Smith 4, Ben Wallace 4, Sasha Pavlovic 0, Daniel Gibson 0, Tarence Kinsey 0.

Stan rywalizacji: 2:1 dla Orlando Magic

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×