Dawid Siemieniecki, WP SportoweFakty: Czy miał pan duże obawy przed starem WKK w I lidze?
Tomasz Niedbalski, trener WKK Wrocław: Tak, miałem pewne obawy, a były one związane z tym, że wielu zawodników, z którymi prowadziliśmy rozmowy, nie do końca wierzyło w to, że my na tym zapleczu ekstraklasy faktycznie wystartujemy. Do pewnego momentu wszystkie nasze zapewnienia były tylko ustne, bo informacja PZKosza na nasz temat ukazała się dość późno. To była końcówka lipca lub też początek sierpnia, dlatego nasze pertraktacje w koszykarzami nie były łatwe.
Nie ukrywam, że część osób, które chcieliśmy, po prostu nam odmówiła, a niektórzy pojawili się dość niespodziewanie. Zatem raz jeszcze potwierdzam, że obawy rzeczywiście były, ale od początku sezonu widać, że to, co ostatecznie zbudowaliśmy, naprawdę bardzo dobrze zaskoczyło. Pamiętamy jednak o tym, że sezon jest długi i w tej lidze będą się jeszcze działy różne rzeczy.
Swój skład stworzyliście tak naprawdę w oparciu o graczy niskich i wysokich skrzydłowych, którzy nie są typowymi piątkami. To był celowy zabieg?
Pierwotna koncepcja była nieco inna, bo chcieliśmy mieć klasycznego środkowego, prowadziliśmy z jednym graczem rozmowy, jednak on sam zdecydował się wybrać inny klub, a my zostaliśmy z fałszywymi czwórkami i piątkami. No a później budowaliśmy całość już w taki sposób, aby to jedynie udoskonalać.
W kadrze ma pan kilku wychowanków, którzy wrócili do klubu po grze poza Wrocławiem. To już było zaplanowane?
Oprócz wyniku sportowego, założyliśmy sobie, że bierzemy paru swoich graczy, którzy potrzebowali - oczywiście w jakimś stopniu - naszej pomocy, np. Michał Jędrzejewski, Dominik Rutkowski czy też Kuba Koelner. Ten ostatni, z racji swoich kontuzji, siedzenia na ławce, był nie do końca spełniony. Po wicemistrzostwie świata U-17, jego kariera nie ułożyła się tak, jak zapewne chciałby tego on sam. Uważam, że nasz zespół zbudowany jest właśnie tak, aby Kuba był w nim czołową postacią, co pokazuje już od początku sezonu. Rzutowo jest dysponowany świetnie, ale sam ciężko na to zapracował.
Bardzo chcemy tego, aby po grze w WKK, w I lidze, nasi ludzie trafiali ponownie do ekstraklasy, bo to dla nas zawsze doskonała wiadomość. Pokazuje ona, że wykonujemy bardzo dobrą pracę. I taka jest właśnie nasza strategia.
Czy Jakub Patoka okazał się dla pana taką trochę gwiazdką z nieba? Bo długo wydawało się, że jednak pozostanie w ekstraklasie, a wybrał WKK.
Tak, zdecydowanie. Jesteśmy - kolokwialnie mówiąc - ziomalami, więc porozmawialiśmy po męsku. On jest z Zabrza, ja jestem z Bytomia, łączy nas tramwaj linii numer 9. Kuba bardzo przypomina mi Bartka Diduszko. To wspaniały chłopak, któremu bardzo staramy się pomóc, aby jeszcze bardziej uwydatnić jego główny atut, czyli świetne predyspozycje do gry 1 na 1. Ma nieprawdopodobną fizyczność oraz warunki ku temu, żeby nie być traktowanym jako zadaniowiec, a rzeczywiście jako koszykarz bardzo wszechstronny.
Wspomniał pan także o Michale Jędrzejewskim. Czy jest pan zaskoczony aż tak dobrą dyspozycją swojego młodego rozgrywającego?
Nie, absolutnie nie jestem tym zaskoczony. U Michała chodzi tylko o dwie rzeczy. O zaufanie do swoich umiejętności, które ma naprawdę spore, a także wiarę w swój rzut. Jest świetnie przygotowany fizycznie, to gracz bardzo inteligentny, ale mniej rzuca się w oczy niż np. Jakub Kobel, bo po prostu jest dużo spokojniejszy. Sezon jak na razie ma bardzo dobry. Zrobienie z niego pierwszej jedynki to był nasz świadomy wybór, którego kompletnie nie żałujemy i właśnie dzięki niemu na tej pozycji jesteśmy bardzo mocni.
Właśnie, pozycja numer jeden. Od lat wiele mówi się o niej także w kontekście seniorów, ale wydaje się, że nadchodzi nieco lepszy czas w tej kwestii. Czy np. Łukasz Kolenda i Jakub Kobel to rzeczywiście może być nadzieja na lepsze jutro dla kadry właśnie na rozegraniu?
Z całego serca im obu tego życzę, bo mają ku temu bardzo dobre predyspozycje. Łukasz swoją przygodę z ekstraklasą zaczął wcześniej i zdecydowanie to u niego widać. Otrzymuje sporo minut, ma momenty, że gra jak wyjadacz, więc myślę, że to jest kwestia kilku lat, kiedy obaj będą decydować o obliczu kadry jako podstawowe jedynki.
Na razie decydowali za to o obliczu kadry U-20. Czy tegoroczny awans do Dywizji A powinniśmy traktować jako sukces czy może jako obowiązek, tym bardziej patrząc na to, jakich zawodników miała ta drużyna?
Awansować zawsze jest trudniej niż się utrzymać. Z drugiej strony z roku na rok też nie jest łatwo potwierdzać swoją przynależność do ścisłej czołówki europejskiej. Już nawet nie mówię o byciu w ćwierćfinale, ale chociażby na miejscach 9-12. Moim zdaniem jest to więc sukces. Wywalczenie awansu zawsze nim jest. Nie chodzi też od razu o jakiś hurraoptymizm, ale mimo wszystko trzeba to nazwać w kategorii sporego osiągnięcia.
Ja zresztą widziałem, jak ta kadra pracowała, chociażby u nas na obiektach WKK Sport Center. Strasznie kibicowałem Przemkowi Frasunkiewiczowi, który wykonał kawał znakomitej roboty. Wiele rozmawialiśmy, podpatrywałem jego pracę, stworzył świetną atmosferę, odpowiednio dzielił minuty. Teraz tylko nie można tego zaprzepaścić, a uważam, że roczniki 99-00 mają spore szanse na to, żeby w Dywizji A może i nawet namieszać.
A co z kadrą seniorską? W jakim miejscu pana zdaniem się ona znajduje?
Przyznać trzeba, że obecnie zawodnicy Mike'a Taylora, po ostatnim okienku reprezentacyjnym, są w niezłym położeniu. Kluczowe będzie teraz kolejne zgrupowanie, bo - zakładając najlepszy możliwy scenariusz - dwie wygrane mogą nam już otworzyć drogę do wielkiego sukcesu, jakim byłby awans na mistrzostwa świata po bardzo długim czasie. Ta kadra dalej jest w grze i naprawdę ma szansę.
Po EuroBaskecie 2015 stwierdził pan, że na pozycjach 2-3 kadra ma tylko Mateusza Ponitkę i Adama Waczyńskiego. Jak wygląda to teraz w pana oczach?
Mateusz zawsze sobie radzi, wybrnie z każdej trudnej sytuacji, bo jest to taki gracz, którego piłka szuka lub on sam ją znajdzie. Zbiórka ofensywna, ścięcie pod kosz lub też szybka kontra - to jest jego granie. Kadrze brakuje chyba jednak jeszcze jednego seryjnego strzelca, który wsparłby Adama Waczyńskiego. Być może będzie to Michał Michalak, który po powrocie z Hiszpanii rozgrywa bardzo dobry sezon. Jest jeszcze Paweł Kikowski, którego trener Taylor nie powołuje. Ale może wkrótce któryś z nich do tej reprezentacji trafi.
A może Bartek Diduszko, niejako pana dziecko?
"Didi" to jest mój człowiek, taki mój synek. Moglibyśmy kiedyś wspólnie opowiedzieć jego historię. To jest super chłopak, świetny zawodnik, bardzo mu kibicuję. Chyba każdy trener by chciał mieć kogoś takiego w składzie.
Zatem znajdzie się w końcu dla niego miejsce w kadrze?
Życzę mu tego, bo to by było wspaniałe ukoronowanie tego, co on w karierze przeszedł. Gdyby teraz - w wieku już przeszło 30 lat - znalazł się w reprezentacji, a uważam, że na to zasłużył, byłaby to niesamowita historia. Trzymam za to kciuki.
ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki liderem Polaków. "Ufam trenerowi i realizuję jego plan"