Grzegorz Surmacz, kapitan AZS-u Koszalin: Po zmianie trenera odżyliśmy. Każdy cieszy się grą

Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: Greg Surmacz
Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: Greg Surmacz

- Wcześniej nie było wiary w zwycięstwo. Przychodziliśmy na mecz tylko po to, żeby go zagrać, odbyć i wrócić do domów. Nie było żadnej radości z gry. Teraz cieszymy się koszykówką. Jesteśmy niewygodni dla rywali - mówi Grzegorz Surmacz, kapitan AZSu.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego AZS Koszalin nie wygrywał meczów na początku sezonu?[/b]

Grzegorz Surmacz, kapitan AZS-u Koszalin: Trudno jednoznacznie powiedzieć, bo to bardzo złożona kwestia. Wiele spraw się na to nałożyło. Graliśmy słabą koszykówkę, nie byliśmy odpowiednio przygotowani do meczów. Intensywność spotkań nas przerosła.

Po przejęciu sterów przez Marka Łukomskiego AZS stał się kompletnie inną drużyną.

Też mamy takie wrażenie w szatni. Koszykarsko odżyliśmy, skupiliśmy się na detalach w defensywie, nieco inaczej gramy też w ataku. Chętnie dzielimy się piłką, a nie jest tak, że każda akcja kończy się pick&rollem na szczycie. Staliśmy się niewygodną drużyną dla przeciwników.

Jak byliście wcześniej przygotowani do meczów pod względem scoutingowym?

Scouting był dobry, bo za to odpowiadał asystent i on wykonywał swoją pracę w należyty sposób. Jednak same założenia na dany mecz były chaotyczne i często wychodziliśmy na boisku nie wiedząc, jak mamy bronić pick&rolle czy inne akcje przeciwnika. Te zasady ciągle się zmieniały i nic nie było jasne.

Jak na to reagowała szatnia?

Nie było wiary w zwycięstwo. Przychodziliśmy na mecz tylko po to, żeby go zagrać, odbyć i wrócić do domów. Nie było żadnej radości z gry. Teraz cieszymy się koszykówką, co widać po naszej grze i wynikach. Wszyscy żyją na treningach, z przyjemnością przychodzą na zajęcia.

Co trener Łukomski powiedział i zrobił na wstępie?

Uśmiechnął się i powiedział: "wierzę w was". Dał jasno do zrozumienia, że widzi w tej drużynie duży potencjał, ale trzeba wykonać pracę na treningach. Uwierzyliśmy mu i efekty są widoczne. Na tle Arki wyglądaliśmy bardzo przyzwoicie, a to przecież drużyna, która będzie w tym sezonie walczyć o mistrzostwo Polski. Walczyliśmy z nimi jak równy z równym.

Zobacz także: Piotr Pamuła czeka na pieniądze z MKSu

Do AZS-u trafił pan z poukładanej koszykarsko BM Slam Stali, z którą zdobył pan wicemistrzostwo Polski. Jak wyglądały te pierwsze miesiące po transferze?

Byłem jak człowiek chodzący w mgle. Nie umiałem się kompletnie odnaleźć. Nie wiedziałem, jaka jest moja rola w zespole i co mam robić na boisku. Mimo że tyle lat już gram w koszykówkę, to nagle przestałem ją rozumieć. Brakowało mi tożsamości w tym wszystkim. Trudno było powiedzieć, z czego mamy słynąć.

Teraz jak ma grać AZS?

Szybko i agresywnie. Założenia są dopasowane do zespołu, nie są skomplikowane, każdy wie, co ma robić na boisku. W ataku piłka ma chodzić, każdy ma ją dotknąć i czuć się potrzebny w drużynie.

Trener Nikolić nie za bardzo zaufał swoim rodakom i nieco odstawił Polaków na boczny tor?

Powiem w ten sposób. Uważam, że poprzedni trener powierzył Aleksandrowi Raduloviciowi dużą rolę w zespole. Moim zdaniem on się w tym nie sprawdził, nie podołał zadaniu. Teraz zasady są inne, bo każdy ma czuć odpowiedzialność za wyniki i losy drużyny. I widać efekty. W ostatnim meczu Marek Zywert wychodzi na boisku na 30 minut i gra dobre zawody. Czuje pewność siebie i pokazuje, że potrafi grać na poziomie ekstraklasy.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud

Komentarze (0)